Bardzo dziękuję dziewczynom za wszelkie wypowiedzi w wątku. Tak jak już było to tutaj powtarzane wiele razy - FIPa nie da się zbadać, przewidzieć, nie da się mu zapobiec i nie da się go wyleczyć. Szacuje się, że bodajże 80 do 90% kotów miało styczność z koronawirusem ponieważ on jest obecny w powietrzu. Im większe skupisko kotów tym, ponoć, zwiększone ryzyko mutacji wirusa do choroby. Ale doskonale może być to tylko statystyka - im więcej kotów w skupisku tym więcej zachorowań bo samych kotów jest więcej. U mojej zaprzyjaźnionej wetki w lecznicy powiadają, że "tydzień bez FIPa tygodniem straconym"

To taka gorzka prawda

Chorują koty ze schronisk, z przytulisk, domów tymczasowych, hodowli i pseud-hodowli. Nie ma reguły, naukowcy wciąż nie wiedzą "dlaczego".
Drogi BringerOfLight - przykro mi z powodu śmierci koteczki. Nawet nie wiesz, jak doskonale Cię rozumiem. Ale uwierz mi, że schronisko nie było niczemu winne. Powtarzane jak mantra przez wetów (nawet najlepszych) "kot zaraził się w schronisku" jest błędne i krzywdzące, FIPem nie da się zarazić. Koty, kocięta, które trafiają do nas trafią z tysiąca różnych źródeł, w tysiące różnych sposobów, w przeróżnym stanie. Nie da się przewidzieć czy nawet zbadać czy na coś nie zachorują. Koty w schronisku nie są "hodowane" i sprzedawane, to koty, które trafiły tu przez bezmyślność ludzi, koty o których przeszłości, historii rodziny i chorób nie znamy i nie jesteśmy w stanie poznać. I raz na kilkadziesiąt adopcji zdarzy się niestety FIP czy inna, śmiertelna choroba. Taka jest prawda i raczej nic się nie da na to poradzić

Co do podejścia pracowników, przykro mi, że tak się stało. Ale tak jak napisała ulv, pracowników, jak wszędzie z resztą, jest za mało. Pracują ciężko przez wiele godzin (często, sporo powyżej ośmiu). Są po prostu zmęczeni. Może w takim wypadku trzeba by po prostu do takiej osoby zagadać jakoś po "ludzku"? Spróbować rozładować atmosferę jakimś miłym zdaniem, okazaniem zrozumienia. Nie wiem. Niestety takie zachowanie ma też swoje praktyczne podstawy - doświadczenie z ludźmi przychodzącymi po zwierzęta. Mimo upływu czasu, mimo edukacji, internetu itp. itd. ludzie nadal do adopcji zwierzaka podchodzą bardzo lekkomyślnie. Przychodzą na przykład z reklamówką po kociaka i są oburzeni, że kota nie dostają

Ludziom wciąż się wydaje, że jak przychodzą po zwierzę do schroniska, okazują tak niesamowity gest serca, że już tylko klękać przed nimi trzeba i dać zwierzaka z pocałowaniem ręki a broń Boże zadawać jakieś pytania. Teraz już tak nie jest na szczęście. Teraz zwierząt ze schroniska nie wypycha się jakkolwiek i z kimkolwiek. W tej chwili podpisuje się umowy, do schroniska przyjeżdża się z transporterem a pracownicy przeprowadzają długą rozmowę, która ma na celu ocenę czy osoba jest odpowiedzialna i czy zwierzę będzie w tym domu bezpieczne. To nie jest przesłuchanie, to nie jest wywiad gospodarczy jak mieszkasz, ile zarabiasz czy z kim sypiasz

My po prostu chcemy wiedzieć czy naszemu podopiecznemu nic nie grozi. Czy w domu będzie bezpieczny - przychodzą do nas ludzie, którym właśnie rano auto zabiło kota i od razu muszą mieć następnego bo dzieci histeryzują, nowy kot też oczywiście będzie wypuszczany

Osoba, której kotka umarła na ropomacicze znowu chce koteczkę, na pytanie czy tę już wysterylizuje pada święte oburzenie, że to sadyzm!

Takich przykładów jest tysiące, niestety. Moja prośba o zmianę żywienia kotów na bardziej odpowiednie spotyka się z oskarżeniem mnie o przeorganizowanie pani życia. Powiem Ci szczerze, że ja nie mam niekiedy siły odpowiadać na setny, niedorzeczny mail dotyczący adopcji naszego podopiecznego i ja nie muszę, mogę odpisać, że kotów nie ma, że jest kwarantanna bądź wymyślić inne kłamstwo a ludzie w schronisku nie mogą. Oni z tymi ludźmi rozmawiają osobiście i muszą jakoś sobie z tym radzić. I to jest bardzo, bardzo ciężkie. I bardzo dużo zależy od osoby chcącej zaadoptować psa czy kota. Jeśli przy pierwszym pytaniu pracownika, osoba przyjmuje postawę na "nie" to rozmowa będzie nerwowa, napięta jak gumka w majtkach i nieprzyjemna.
Koty czy psy trafiające do schroniska to bardzo często zwierzęta już bardzo skrzywdzone, pracownicy i wolontariusze tacy jak Hania czy ja, robimy wszystko, nawet kosztem kultury osobistej, by nie stała im się już nigdy więcej żadna krzywda. W bardzo wielu przypadkach prosimy o zgodę na wizytę przed-adopcyjną - czyli by ktoś z nas czy zaprzyjaźnionych kociarzy odwiedził potencjalny dom osobiście, co byś na to powiedział?

Dobre i poważne domy nie mają z tym problemu

i takie wizyty są już standardem.
Kotów ze schroniska nie trzeba już krzywdzić, one są skrzywdzone wystarczająco

Paluszek pisze:Może warto brać z Domu Tymczasowego (DT) - wtedy więcej się wie o kocie no i jest odchuchany.
Paluszku, z całym szacunkiem, powiesz to około 150 kotom ze schroniska prosto w oczy?

Przecież domy tymczasowe biorą potrzebujące koty z takich samych źródeł z jakich trafiają one do schroniska albo właśnie ze schroniska. A niekiedy do domów tymczasowych trafiają koty tak chore i w takim stanie, że w schronisku nie miałyby nawet szans. Przy FIPie to jest ruletka

Przepraszam, że się czepiłam ale ta opinia jest ogromnie krzywdząca i nie do końca zgodna z prawdą.
BringerOfLight, jeśli chcesz zminimalizować ryzyko przyszłego zachorowania kota u Was w domu, przed adopcją poproś (lub sfinansuj) badania wybranego kociaka. Niech będzie miał wykonane testy na FIV i FeLV (kocią białaczkę wirusową), sprawdź czy był szczepiony (by wyeliminować ryzyko panleukopenii), jeśli chcesz wykluczyć ryzyko FIPa - poproś o test w kierunku przeciwciał koronawirusa, jeśli ich nie będzie a kot nie będzie wychodził i nie będzie miał styczności z innymi kotami, będziesz miał może 99% gwarancji, że FIP się nigdy nie rozwinie. (Choć myślę, że znalezienie kota bez przeciwciał będzie dość trudne.)
Proszę, nie przekreślajcie kotów schroniskowych, one nie są niczemu winne.