Szylkretka Dachówka. Duża pisze olimpiadę, potrzebne kciuki!

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw gru 31, 2009 20:29 Re: Szylkretka Dachówka. Panna D. i szczepienie - s. 5!

Szczęśliwego nowego roku Małgosiu!

Cameo

 
Posty: 16220
Od: Pt cze 20, 2008 23:44

Post » Pt sty 01, 2010 9:56 Re: Szylkretka Dachówka. Panna D. i szczepienie - s. 5!

Obrazek
Obrazek
Obrazek

kalair

Avatar użytkownika
 
Posty: 233427
Od: Czw maja 24, 2007 21:07
Lokalizacja: Beskid Śląski

Post » Pt sty 01, 2010 21:02 Re: Szylkretka Dachówka. Panna D. i szczepienie - s. 5!

Nam się zamarzyło opowiadanko o tym, jak Dachówka do Ciebie trafiła, Ronnie. Pierwsze chwile w domu...
I zdjęcia. I zdjęcia. Duże i dużo.

:D

Wierszyk na stronie pierwszej genialny. Zupełnie jakbyśmy o Josiu czytały. Więcej, więcej wierszyków !
Gaja - ['] -09.06.2010 | Miya - ['] -05.05.2012 | Krzywy - ['] - 30.09.2012 | Niania - ['] - 19.01.2013 | Thaja - ['] - 04.02.2013 | Gaspar - ['] - 18.07.2013 | Kora - ['] - 21.06.2014
Obrazek Obrazek

Korciaczki

 
Posty: 15413
Od: Sob lip 26, 2008 19:52
Lokalizacja: śląskie

Post » Pt sty 01, 2010 21:08 Re: Szylkretka Dachówka. Panna D. i szczepienie - s. 5!

Korciaczki pisze:Nam się zamarzyło opowiadanko o tym, jak Dachówka do Ciebie trafiła, Ronnie. Pierwsze chwile w domu...
I zdjęcia. I zdjęcia. Duże i dużo.

:D

Wierszyk na stronie pierwszej genialny. Zupełnie jakbyśmy o Josiu czytały. Więcej, więcej wierszyków !

Dzięki! :)
I wiecie co? Podsunęłyście mi świetny pomysł! Pogrzebię trochę w komputerze i poszukam starych fotografii Kiciala i Panny D. w wersji mini. ;D
Ostatnio edytowano Pt sty 01, 2010 21:13 przez Ronnie, łącznie edytowano 2 razy

Ronnie

 
Posty: 563
Od: Sob lis 28, 2009 14:36

Post » Pt sty 01, 2010 21:11 Re: Szylkretka Dachówka. Panna D. i szczepienie - s. 5!

:ok: :ok: :ok:
To czekamy Ronnie :D
Obrazek
Obrazek

kalair

Avatar użytkownika
 
Posty: 233427
Od: Czw maja 24, 2007 21:07
Lokalizacja: Beskid Śląski

Post » Pt sty 01, 2010 21:14 Re: Szylkretka Dachówka. Panna D. i szczepienie - s. 5!

I wierszyk - na życzenie. :D

[***]
Utkwił beznamiętny wzrok
w puszystej
karminowej tkaninie swetra.
Potem powoli skierował go
na połyskujący złowrogo
zaręczynowy pierścionek.
Z arystokratyczną wyższością
wyprostował się
i jeszcze raz obrzucił mnie
nobliwym spojrzeniem
zielonożółtych kocich oczu.
Teoretycznie to nic niezwykłego
ale ja nie mogę przestać
doszukiwać się w tym
drugiego dna.

:)

Ronnie

 
Posty: 563
Od: Sob lis 28, 2009 14:36

Post » Pt sty 01, 2010 21:58 Re: Szylkretka Dachówka. Panna D. i szczepienie - s. 5!

:1luvu: :1luvu:
Obrazek
Obrazek

kalair

Avatar użytkownika
 
Posty: 233427
Od: Czw maja 24, 2007 21:07
Lokalizacja: Beskid Śląski

Post » Sob sty 02, 2010 9:23 Re: Szylkretka Dachówka. Panna D. i szczepienie - s. 5!

Hej Dachóweczko! 8)
Obrazek
Obrazek

kalair

Avatar użytkownika
 
Posty: 233427
Od: Czw maja 24, 2007 21:07
Lokalizacja: Beskid Śląski

Post » Wto sty 05, 2010 19:46 Re: Szylkretka Dachówka. Panna D. i szczepienie - s. 5!

:mrgreen:
No i gdzie:
Po pierwsze: zdjęcia małej malutkiej Dachóweczki?
Po drugie: więcej zdjęc katowickich niekochanych?

Bo...my czekamy na cdn :mrgreen:

Pozdrowienia!
Gaja - ['] -09.06.2010 | Miya - ['] -05.05.2012 | Krzywy - ['] - 30.09.2012 | Niania - ['] - 19.01.2013 | Thaja - ['] - 04.02.2013 | Gaspar - ['] - 18.07.2013 | Kora - ['] - 21.06.2014
Obrazek Obrazek

Korciaczki

 
Posty: 15413
Od: Sob lip 26, 2008 19:52
Lokalizacja: śląskie

Post » Wto sty 05, 2010 20:07 Re: Szylkretka Dachówka. Panna D. i szczepienie - s. 5!

Korciaczki pisze::mrgreen:
No i gdzie:
Po pierwsze: zdjęcia małej malutkiej Dachóweczki?
Po drugie: więcej zdjęc katowickich niekochanych?

Bo...my czekamy na cdn :mrgreen:

Pozdrowienia!


No, zdjęć nie ma, a geografia, fizyka i polski zamiast tego jest. Chyba się wszyscy umówili, żeby zrobić sprawdziany z całego semestru akurat teraz. :evil:

Ronnie

 
Posty: 563
Od: Sob lis 28, 2009 14:36

Post » Wto sty 05, 2010 20:18 Re: Szylkretka Dachówka. Panna D. i szczepienie - s. 5!

Hej kochani! A to jeszcze poczekamy! :D
Obrazek
Obrazek

kalair

Avatar użytkownika
 
Posty: 233427
Od: Czw maja 24, 2007 21:07
Lokalizacja: Beskid Śląski

Post » Wto sty 05, 2010 20:55 Re: Szylkretka Dachówka. Panna D. i szczepienie - s. 5!

Ronnie pisze:No, zdjęć nie ma, a geografia, fizyka i polski zamiast tego jest. Chyba się wszyscy umówili, żeby zrobić sprawdziany z całego semestru akurat teraz. :evil:

Znamy ten ból, oj znamy. Całe szczęście ten tydzień u nas w szkole jest spokojny. Za to w poniedziałek czeka nas sprawdzian z biologii, w piątek kartkówka z chemii (ach te węglowodory nienasycone i nasycone; alikny nie alkiny i takie tam), we wtorek praca klasówa z matmy, a od środy do piątku (w przyszłym tygodniu) próbne egzaminy. To to już w ogóle straszne :mrgreen: I jak mogłybysmy zapomnieć o charakterystyce z polskiego na czwartek. Nie czuj się odosobnione, jeśli chodzi o szkołę :mrgreen:

Dachóweczko, Dachóweczko, Panno Dachóweczko piękna jesteś !
Josiu pozdrawiający
Gaja - ['] -09.06.2010 | Miya - ['] -05.05.2012 | Krzywy - ['] - 30.09.2012 | Niania - ['] - 19.01.2013 | Thaja - ['] - 04.02.2013 | Gaspar - ['] - 18.07.2013 | Kora - ['] - 21.06.2014
Obrazek Obrazek

Korciaczki

 
Posty: 15413
Od: Sob lip 26, 2008 19:52
Lokalizacja: śląskie

Post » Śro sty 06, 2010 8:32 Re: Szylkretka Dachówka. Panna D. i szczepienie - s. 5!

:D :D
Witamy pięknotkę i jej Dużą! Obrazek
Obrazek
Obrazek

kalair

Avatar użytkownika
 
Posty: 233427
Od: Czw maja 24, 2007 21:07
Lokalizacja: Beskid Śląski

Post » Pt sty 08, 2010 20:02 Re: Szylkretka Dachówka. Panna D. i szczepienie - s. 5!

Dzień dobry! (Dobry wieczór właściwie ;) )
Oto historia napisana ot, tak, oczywiście nie o Dachówce. Prezentuję tu, bo jest o kotach, więc chyba pasuje. :)

Krótka historia Kota Bezimiennego

Cierpienie wymaga więcej odwagi niż śmierć.
Napoleon I

Pierwszym widokiem, jaki ukazał mi się chwilę po otwarciu oczu była moja mama. Zobaczyłam ją zaledwie kilka dni temu, jednak wiem już, jak ważną jest dla mnie istotą. Ma duże zielone oczy i brązowe, gęste futerko. Jest dla mnie wzorem idealnego piękna, mimo że straciła kiedyś jedno ucho w walce z jakimś, dorosłym kocurem. Musiała być kiedyś naprawdę waleczna, ale chyba nieco się uspokoiła, bo teraz codziennie zajmuje się mną i trójką moich braci. Karmi nas mlekiem i uczy, jak polować. Kocham ją bardzo mocno. Uwielbiam, kiedy mruczy, gdy całą zgrają przytulamy się do niej. Ma najcudowniejszy głos na całym świecie.
Te wspólnie spędzone chwile są dla mnie i mojego rodzeństwa naprawdę bardzo ważne, stanowią jakby oderwanie od otaczającej nas szarej rzeczywistości. To momenty, kiedy zapominamy o tym, jaki ten świat jest zły, o tym, że mama może każdego dnia nakarmić nas po raz ostatni, wyjść z tego małego, zabrudzonego, piwnicznego pomieszczenia i nigdy już nie wrócić, że może nas wszystkich zabić jakaś straszna choroba, przypadkowo wpuszczony do piwnic pies lub wypchany trutką szczur.
To naprawdę straszne, ale zdążyłam już przyzwyczaić się do tego, że takie po prostu jest życie.
***
Zauważyłam coś dziwnego. Jeden z moich braci bardzo mocno kicha, a jego bursztynowych oczu sączy się żółta wydzielina. Wszyscy jesteśmy chorzy, ale on dodatkowo ma taką białą błonkę na prawym oku. Nie wiem co to takiego, jednak wydaje mi się, że nic tym okiem nie widzi. Ja sama ostatnio widzę coraz mniej, jakby jakaś dziwna soczewka naokoło mojego oka zwężała się i zmniejszała mi pole widzenia. Czasami słyszę, jak moi bracia miauczą. Myślę, że to coś, co tak bardzo męczy nas wszystkich, sprawia im jeszcze dodatkowo ból. Tak, jakby nie było już wystarczająco źle. Zauważyłam kiedyś, że moje rodzeństwo z każdym dniem słabnie. Mam wrażenie, że coś zagnieździło się w ich ciałach, tak przecież drobnych i niewinnych wobec świata, i żyje teraz ich kosztem, odbierając im siły i chęć do życia.
***
Kilka dni temu ostatni z moich braci odszedł. Trudno mi wyrazić, jak bardzo mnie to rani, a zarazem jak wielką jest ulgą. Czuję, jakby zabrali ze sobą jakąś część mnie. To boli, ale przecież ich też bolało. Muszę być dzielna. Muszę wytrwać.
Pociesza mnie myśl, że przecież gdzieś tam, daleko stąd, nie ma już bólu. Jest tylko spokój. I oni tam właśnie są. Mruczą głośno, jak nasza mama.
***
Samodzielne życie jest trudniejsze, niż myślałam. Nie jadłam niczego od wielu dni. Och, a może to, co tam leży, ten kawałek chleba nadaje się do zjedzenia? Biegnę w jego kierunku. Jakże cudownie by było, gdybym mogła uraczyć moje wątłe ciało czymś innym niż tylko brudną wodą...
Nagle czuję silny cios w brzuch. Co się dzieje? Szybko staję z powrotem na nogach. Chcę uciekać, jednak coś chwyta mnie mocno od tyłu. Wyrywam się i szamoczę. Strach ściska moje serce. Staram się ugryźć napastnika w dłoń, jednak pozostaje ona poza moim zasięgiem. W końcu daję za wygraną. W końcu kiedyś będzie musiał mnie puścić, a wtedy na pewno ucieknę. Słyszę jakieś dziwne odgłosy, jakby śmiech lub rechotanie żaby. Czuję, że napastnik powoli mnie opuszcza. Z przerażeniem widzę, że chce włożyć mnie do ogromniej misy z wodą. Znów się wyrywam, ale on tylko mocniej zaciska palce na moim futerku. Gwałtownie wpycha moją głowę do wody, nie pozwalając mi nawet na nabranie oddechu. Nadal trzyma mnie mocno, nie pozwalając mi zaczerpnąć tchu. Czuję, że powoli brakuje mi siły. Duszę się.
Zupełnie niespodziewanie trzymający mnie osobnik na krótką chwilę rozluźnia uścisk. Natychmiast to wykorzystuję i wyskakuję z wody. Wiem, że napastnicy mnie gonią, więc resztkami sił mknę przed siebie. Kiedy słyszę, że zaprzestali pościgu, chowam się w najbliższych krzakach. Jestem skrajnie wycieńczona. Tracę przytomność.
***
Powrót do zdrowia zajmuje wiele dni. Zwłaszcza, jeśli jest się tak słabym kotem jak ja. Rany goją się długo, a przecież trzeba szukać pożywienia. Pojedyncze gryzonie czy resztki ze śmietników stały się już dawno temu moim jedynym pożywieniem, o które za każdym razem trzeba walczyć. Teraz, latem, kiedy kocięta zaczynają się usamodzielniać, walka staje się jeszcze bardziej zaciekła, a zirytowani liczbą kociąt mieszkańcy ogromnych osiedli – niezwykle okrutni i brutalni.
Muszę więc jeszcze bardziej uważać. Zbliżam się ostrożnie do śmietnika i próbuję wskoczyć do środka. Z przerażeniem dostrzegam jednak jakiegoś człowieka. Ma na smyczy dużego, czarnego psa. Wygląda na wściekłego. Uciekam ile sił w nogach, ale spuszczony ze smyczy pies jest szybszy. Po kilku sekundach łapie mnie w zęby. Czuję niewysłowiony ból. Pies potrząsa mną i podbiega do swojego pana. Ja chcę uciec, ale czuję, że miejsce ugryzienia psa pokrywa się powoli czerwonym płynem – moją krwią. Mężczyzna zaczyna okładać mnie mocno jakimś kijem. Uderzenia padają wszędzie – w głowę, nogi, brzuch. Każde jest dla mnie ogromnym cierpieniem. Nie staram się już nawet bronić. Nie walczę. Bo po co? Przecież i tak jedyne, co mnie tu, na tym świecie czeka, to cierpienia. Śmierć jest prostsza. To dobre rozwiązanie. Po pewnym czasie nie czuję już nic. Chyba nadchodzi to, na co tyle czekałam. Ulga.
***
Nagle, zupełnie niespodziewanie, budzę się. Czyżbym była już za Tęczowym Mostem? Jest mi tak przyjemnie ciepło, nie odczuwam głodu. Próbuję się podnieść. Czuję przeszywający ból. Przecież nie tak miało być! Za Tęczowym Mostem nie ma bólu, prawda?
Gdzie więc jestem? Co się ze mną dzieje?
Widzę, że podchodzi do mnie jakiś nieznajomy. Moje serce ściska strach, mózg przesyła sygnał – to człowiek! Uciekaj!
Ja jednak nie jestem w stanie się ruszyć. Jedyne, co mogę zrobić, to czekać na kolejne
cierpienia.
Staram się wyłączyć umysł. Chcę, aby jak najmniej bolało.
Nie czuję jednak nic. Nawet najlżejszego dotknięcia. Słyszę jednak ciepły głos. Jest miły dla moich uszu, taki cichy, spokojny. Jak balsam na poranioną duszę.
- Cśśś, maleńka.... Będzie dobrze, wiesz? Zobacz, co ci przyniosłam. Mleczko dla kotów. No, spokojnie, nie musisz wstawać. O, zobacz, to jest strzykawka z mleczkiem. No, otwórz pyszczek...
Zdaje się, że rozumiem, co do mnie mówi. Rozchylam wargi. Czuję, jak zbawienny płyn wypełnia najpierw usta, później wpływa do gardła i napełnia żołądek. O, jak dobrze... Jak błogo...
Kobieta podaje mi kolejne porcje. Od razu czuję się lepiej. Krew jakby krąży szybciej, mózg wyrywa się z otępienia.
- Kim jesteś? – pytam po kociemu.
- Co, kochanie? Och, jak dobrze, że akurat wtedy wyszłam z domu. Brakowało tylko kilka minut tego katowania, a nie żyłabyś już dzisiaj. Taka słabiutka byłaś, wiesz?
Kobieta mówiła do mnie, a ja czułam, że moje rany się goją. Strach znikał. Pojawiała się wola walki. O własne życie, o miłość. Bo może jednak ona istnieje? Ta kobieta jest przecież tego idealnym dowodem.
- Ci straszni ludzie, oni już nie wrócą, kiciu. Leż sobie. Pan weterynarz powiedział, że może zrosną ci się te kostki niedługo. Miałaś dużo szczęścia, kochana. Nie poprzemieszczało się to wszystko, no, może tylko troszeczkę.
Widzę, że kobieta nachyla się nade mną i uśmiecha promiennie. Ten uśmiech jest dla mnie cudownym lekiem. Powoli, spokojnie, kobieta wyciąga rękę i przeczesuje palcami moje futerko. O, jak przyjemnie... Zaczynam mruczeć.
Chyba mam głos podobny do mojej mamy. Jeden z najcudowniejszych na świecie.
Głos kota, który odnalazł szczęście.

Ronnie

 
Posty: 563
Od: Sob lis 28, 2009 14:36

Post » Sob sty 09, 2010 8:38 Re: Szylkretka Dachówka. Panna D. i szczepienie - s. 5!

:1luvu: :1luvu: :1luvu: :1luvu:
Dzień dobry Ronnie i Dachóweczko! :D
Obrazek
Obrazek

kalair

Avatar użytkownika
 
Posty: 233427
Od: Czw maja 24, 2007 21:07
Lokalizacja: Beskid Śląski

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Silverblue i 165 gości