Ja tak na szybko (bo w pracy, a nie mam siły dzisiaj na nadgodziny...)
Dzisiaj ok 18 jestem umówiona z Anią - przyjeżdża z transporterkiem po Maxa, i wigilię spędzi już w swoim własnym domu
A poza tym coś, czego się dowiedziałam o Maxie - choć źle świadczy o ludziach (jak zwykle....)
Mama była u koleżanki na ogródku (koleżanka dokarmia ogródkowce, to ona powiedziała o wrzeszczącym na dachu Maxie, itp....)
W każdym razie - szły sobie, i spotkała ich jakaś inna kobieta, i się pyta, czy nie widziały rudego kota... mama pyta, czemu, czy się zgubił, a ta kobieta na to "nie, kobieta z tego bloku (pokazała blok) go wyrzuciła, bo jej znaczył... i chciałam wiedzieć, czy tu jest..." - mama na to stwierdziła, że gdyby tamta o niego pytała, to żeby jej powiedzieć, że zdechł z zimna....
A Maxio (lub inaczej Maksymilian

) ma dość cieniutkie foterko, i jak sobie wyobrażę tego kota na dworze przy mrozach jakie były kilka dni temu, to az mnie ciarki przechodzą, i tą, która go tak wyrzuciła bym przetrzymała jedną noc na dworze.....
