Coś strasznego...
Poszłyśmy do lecznicy z Panią E. która tez opiekowała się kotką w lecznicy. Weszłam do szpitala zobaczyc co z kotka...
Leżała w inkubatorku...

Ucieszyłam się, kicia ugniatała łapkami i wygladała jakby odpoczywała, cieszyła się ciepłem i wyraźnie żywo zareagowała na widok człowieka...
Wsadziłam ręke do środka i gaskałam ją. Natychmiast okazało się, że ma bardzo nierówny oddech...na początku mocno ugniatała łapkami i podnosiła główke ale po chwili zaczeła nerwowo odwracać głowe w kierunku reki i płakac...bolało ją
Zawołałam weta...wyciągna ja z inkubatora, zmierzyliśmy temp była 38,6 ale kicia nie była w stanie ustać na nogach...bez kontaktu, oczy rozbiegane..i to przeraźliwe miauczenia a raczej wycie...
Pani E. wyszła z lecznicy...kotka cierpiała i ... dalej już nie bede pisac...

Bardzo przykro, ze kotka nie zdązyła poznac "normalnego" życia. Tyle lat tułaczki, bezdomności potem te nerki...

Smutno i przykro ale Tola spędzi te swięta między aniołkami

Karoluch, bardzo Ci dziękuje za to, że dałaś kotce szanse na życie...mała nie doczekała ale dziękuje za wszytko w imieniu Toli.