W ubiegły poniedziałek zrobiliśmy badania krwi Dropsikowi i Kimisi.
Drops zdrowy jak koń, natomiast Kimisia ma chorą watrobę

. Nic nie wskazywało na jakiekolwiek dolegliwości, Kimcia ładnie je, załatwia się itp. Wyników nie pamiętam w tej chwili, normy nie sa jakoś bardzo mocno przekroczone, ale zmartwiłam się ogromnie. Malutka dostaje heparegen i hepatil, za tydzień powtórka badania krwi i zobaczymy, co dalej.
A w ogóle to trwam od dwóch tygodni w sporym osłupieniu, w dodatku nie mogąc zupełnie zrozumieć ślepoty własnej i otumanienia.
No więc te wspomniane dwa tygodnie temu pojechaliśmy z Kicią i Kimi na oględziny ogólne i badania profilaktyczne. Ponieważ dr Ewa nigdy dziewczyn nie widziała to o każdej rzucałam kilka zdań. Gdy uważnie ogladała Kimisię ja nawijałam: "jest u nas od kwietnia 2008r., że ma około 2,5 roku i ...", i słyszę: "ależ skąd, to nie jest młoda kotka. Ona ma co najmniej z osiem lat. Zęby starego kota (nawet biorąc pod uwagę warunki w jakich żyła zanim do Was trafiła to młody kot nie ma zębów w takim stanie), sylwetka, sierść, ogólny wygląd, sposób poruszania się, no wszystko ... Niejednego kota widzieliście, czy wg was tak wygląda młody kot ? porównajcie ją z innymi dwu, trzylatkami. Nie mam najmniejszych watpliwości".
Najpierw osłupiałam, a potem mi jakieś klapki spadły. Nagle wszystko zaczęło pasować. To, co brałam za szczególne cechy Kimi w niczym szczególne nie są

raczej bardzo typowe, biorąc pod uwagę jej urealniony nagle wiek. Fakt, że Kimi w Orzechowcach wyglądała jak kociak, wcale Ewy nie dziwi - podobnie wyglądała ruda Lulu (która też nie była najmłodsza) i niejeden ciężko zabiedzony kot, którego miała okazję widzieć czy leczyć.
Dla mnie oczywiście nie ma znaczenia czy Kimi ma trzy lata czy osiem, tylko to, że nagle nasz planowany wspólny czas się skurczył o kilka lat

. Myślałam, że będzie ze mną długo, długo, a tu nagle się okazuje, że mamy dużo mniej czasu niż myślałam ...
Kimisia na szczęście ładnie łyka tabletki, z apetytem wcina ukochaną z pierś z kurczaczka, (który od teraz jest podstawą jej diety), saszetki felixa i gourmeta oraz gourmeciki goldy. Tyle dobrze. Ma do zrobienia ząbki - co najmniej sześć jest do wyrwania, a w zasadzie wszystkie poza kłami. Wstyd mi, że się nie zainteresowałam wcześniej, ale nic jej nie dolegało, zakładałam, ze to młody kot, że paniki nie ma, że w wolnej chwili podjedziemy się pokazać ...

Jeden z zębów, który dr Ewa lekko poruszyła wypadł sam

. Dziąsła się podleczyły stomorgylem, ale dopóki wątroba nie bedzie w lepszym stanie nie ma co myśleć o podaniu narkozy i zabraniu sie za porządki w buzi.
U Kici od kilku dni trochę lepiej. Odkąd udaje mi się podawać jej tabletki samodzielnie jest dużo mniej wystraszona. Wcześniejsze nasze zabiegi - łapanie kota, przytrzymywanie go przez TŻ, moje niezdarne próby wciśniecia tabletek wystraszonemu zwierzakowi przyprawiały ją o napady strasznej paniki. Chowała się, nie chciała jeść, wyglądało to bardzo niewesoło. Teraz idzie nam dużo lepiej. Podchodzę do niej gdy sobie drzemie, głaszczę, głaszczę i myk - otwieram pysio i tabletka wpada

. Nie wyrywa się zbytnio, nie szarpie, daje sobie włożyć lek, na szczęscie. Potem dostaje jedzonko, i nie wygląda, żeby się gniewała

. Czasem ucieknie z posłąnka, ale nie ma w tym takiej paniki jak na początku. Generalnie ciągle chodzę za dziewczynami podsuwając coś na ząb, zwłaszcza za Kicią. Je lepiej niż ostatnio, ale też nie są to jakieś mega-porcje, więc próbuję to nadrobić częstotliwością podawania jej ciągle innych posiłków. Jadalne są piersi z kurczaka i polędwica wołowa (bo "normalna" wołowina nie

), oraz saszetki i tacki felixa (ulubione), czasem saszetki gourmeta perle, czasem poliże gerberka z indyka. Karma nerkowa (tj. renal RC i h/d hillsa) - niejadalna.
W temacie siuśkowym - porażka zupełna

. Lecznica na Strażackiej nie ma chwilowo żwirku do łapania moczu, wziął się i wysprzedał. Może za tydzień będa mieli

czajenie się na Kicię guzik daje, bo gdy ona widzi się, że sie zbliżam na paluszkach do kuwety, do której weszła to bierze nogi za pas i tyle mojego łapania

.
Dzisiaj wybieramy się na kolejne badanie krwi, chcę zrobić jonogram i zastanowić się, jak zrobić badanie moczu. Pobieranie go wprost z pęcherza to dosyć drastyczne rozwiazanie, raczej się nie palę do tej opcji. Z kolei inne nie wychodzą ...
Tak więc jeszcze dwa tygodnie temu miałam wszystkie koty zdrowe, teraz mam dwa chore, w tym jednego bardzo. Wiem, że to normalne, że koty choruja itp., ale jakoś na razie trudno mi się pogodzić z sytuacją, która dopadła mnie z dnia na dzień. Dokładnie rzecz biorąc najtrudniej mi poradzić sobie z tym, że za jakiś czas (dużo szybszy niz myślałam, bliższy niż dalszy ...) odejdą

. Siedzę i leję nad nimi łzy rzęsiste jakby już jutro miały umierać, chociaż wiem, że mamy jeszcze dużo wspólnego czasu. Podczytuję sobie wątek casicy, gdzie choróbska sypnęły się nagle na prawie wszystkie jej koty, próbując się pocieszać. Ale Kasi koty są stare (nie licząc Zawieszki), mają po kilkanaście lat, moje są o połowę młodsze. Mam do siebie żal, że zajmowałam się ciągle innymi kotami, własne były na drugim planie ...

.
Ogólnie mówiąc mam dołek i tyle
