Dziękuję Wam
Tobie, Theodoro dziękuję szczególnie
Życzenie się spełniło.
Nie cierpię z powodu rozstania bo po tym co zobaczyliśmy na usg - to było najlepsze co mogłam jeszcze dla Pączka zrobić.
Myślę, że nad Pączkiem czuwała Kocia Opatrzność, która tak pokierowała wydarzeniami, że wiem iż tak właśnie miało być.
Podczas wieczornego podlewania Pączek dostał kolejnego "ataku".
Potem jeszcze jednego.
Widać było, że coś go boli, ma skurcze.
Zadzwoniłam do lecznicy i okazało się, że nie ma żadnego z dwóch znajomych lekarzy. Ale na szczęście był trzeci, którego nie znaliśmy osobiście ale słyszeliśmy dużo dobrego na jego temat. M. in., że jest fachowcem od usg.
I w dodatku przyjechał na dyżur z własnym, porządnym sprzętem.
Najpierw długo ustalaliśmy schemat postępowania z Pączkiem.
Miał zostać w lecznicy, miał mieć zrobioną biochemię a potem miał być nawodniony.
Trochę podyskutowaliśmy na temat kroplówek dożylnych i furosemidu.
Potem przeszliśmy do badania usg.
Trwało może z dziesięć minut.
Od razu po zlokalizowaniu pierwszej nerki doktor stwierdził: "No to sobie pogadaliśmy...."
Potem oglądaliśmy drugą nerkę. Wyglądała tak samo źle.
Doktor powiedział, że byłoby oszustwem z jego strony gdyby dawał nam nadzieję. Powiedział, że nie ma szansy. Że Pączka boli, że będzie tylko gorzej.
Szczęśliwie w lecznicy było prawie pusto.
Pączuś leżał na moich kolanach, przytulony, rozmruczany.
Mieliśmy dużo czasu, żeby się pożegnać.
Usnął bardzo spokojnie.