Dzisiaj rano moja Niunia nie przyszła na śniadanko. Ja oczywiście już przysłowiowymi portkami trzęsłam ze strachu o nią. Zaczęłam ją nawoływać i wreszcie zaniosłam ja do kuchni. TŻ jadł śniadanie i jej też dał pasztetu. Zjadła, niedużo, ale zawsze coś.

Następnie poszła z powrotem na swoje posłanko. Oczka miała takie niewyraźne i już widziałam...
Po moim przyjściu z pracy nawet nie wyszła sie przywitać. Dałam jej powąchać świeżutkiej kiełbaski kupionej w sklepie i zapach jej sie spodobał na tyle,że postanowiła wyjść z posłanka ale do kuchni nie chciała iść. Dałam jej w pokoju i zjadła parę niedużych kawałeczków. Za jakiś czas widząc mnie w kuchni przyszła sama na jedzonko które dostała i jadła z apetytem.
Teraz właśnie siedzi w owej kuchni i czeka znowu na amciu-amciu. Oczka już ma przeźroczyste i żywsze.
Ja tak ją kocham, że nie wyobrażam sobie, że kiedyś... odejdzie.
Reszta kotów już dobrze, ale daję im to co mam dawać.