Ufff. Gdyby nie wieczorne szkolenie, już bym piła wódkę
Dziś rano wysłałam Ja-Bie pw, że w razie czego mogę podjechać w ciągu dnia (bezrobocie czasem się przydaje), jeżeli dziewczyny obstawiają wieczory. Nie wiedziałam, że tak szybko będzie telefon od p. Zbyszka

Ponieważ dojazd komunikacją miejską mam beznadziejny i trwałoby to strasznie długo, zaraz po telefonie od Ja-By zamówiłam taksówkę i pojechałam na Czumy 13. Pan Zbyszek dokładnie określił miejsce i faktycznie, od razu zobaczyłam Mikitkę. Zagadałam do niej a ona przyszła

Ale nie chciała podejść, więc rozstawiłam klatkę i rzuciłam w kota whiskasem, stary dobry sposób. To Mikitkę bardzo zainteresowało i zaczęła podchodzić. Reagowała też na moje zagadywanie, chyba na imię też, podchodziła bardzo blisko, ale nie dała się pogłaskać i nie chciała wejść do klatki. Była chyba bardzo głodna, bo w końcu zwabiłam ją, ale kilka razy weszła do klatki i uciekła, nie dochodząc. Miałam też ją na wyciągnięcie ręki od czasu do czasu, nigdy jednak na tyle blisko, żeby złapać za kark. Już miałam zacząć rozkładać podbierak, kiedy Mikitka po raz któryś zaczęła wchodzić do klatki i w końcu stanęła na zapadce.
Potem próbowałam ją obejrzeć, dzwoniłam do Ja-By, zamówiłam taksówkę z opcją wiezienia kota w bagażniku, przyszedł p. Zbyszek i rozmawialiśmy. A potem pojawił się drugi czarny kot z białą, przesuniętą plamką na szyi

Ale miałam schizę... Na szczęście tamten kot miał cały ogon
Mikitka utyka na przednią łapkę

Jest bardzo, bardzo biedna

Teraz wyszła z wanny i leży w otwartym, wymoszczonym transporterze. Zjadła całą puszeczkę gourmeta, następne jedzenie dostanie za jakiś czas, nie wiem ile głodowała.
Uf uf. Cieszę się, że to jednak ona. Uf.