» Nie lis 29, 2009 16:32
Re: Bazylek i Sfinks - kazdy grosz na wage życia (cz. 2)
Witajcie po tak dlugiej nieobecnosci.Sproboje Wam wytlumaczyc co sie dzialo i dzieje.Skrzacik mniej wiecej Wam probowal ze zmiennym szczesciem podsylac info w miare mozliwosci.Od smierci Gwiazdki nie moglam sie przelamac i cokolwiek pisac.Zwatpilam we wszystko.Potem przygarnelam Maciusia i dwoje kociat.Macius bardzo ciezko byl chory walczylam o niego cala soba niestety jak wiecie ponislam kleske i on i ja z czym do dzis nie moge sie pogodzic.Macius gdy przyszedl mial oprocz nozki do amputacji ciezko chore sercr i zapalenie pluc.Infekcja /wirusem/zarazil szesnascie kotow wyciagnelam wszystkich poza jednym maluchem niestety zachorowal na fipa.kolejna kleska.Sprobojcie sobie wyobrazic jak sie leczy szesnascie kotow ile to wymaga czasu i pieniedzy.Spalam cztery piec godzin na dobe.I tak 2 wrzesnia uspilam Karmela a 25 wrzesnia Maciusia gdyz wysiadlo calkowicie krazenie juz nic nie moglam zrobic.Wtedy juz calkiem cos we mnie peklo nie wiedzialam co sie ze mna dzieje nie spalam nie jadlam bo na to wszystko jeszcze nalozyly sie potezne klopoty z wlascicielka kamienicy ktora bezprawnie proboje moja rodzine wysiudac z mieszkania .Potrzebny byl prawnik stosy dokumentow bieganie od urzedu do sadu i tak jest do dzis niestety te sprawy sie ciagna.Dzien po uspieniu Macka przygarnelam malenka koteczke byla chora wymitowala/ja to chyba zrobilam automatycznie/ byla sobota wymioty sie nasilaly pojechalam na dyzur zeby dali jej cos przeciwwymiotnego bo leczenie juz bylo w toku.Pani doktor stwierdzila ze ma goraczke i oprocz leku przeciwwymiotnego podala szescitygodniowemu kociatku pyralgine w injekcji.Wtwedy nie wiedzialam ze tego sie nie robi ze to zagraza zyciu zwlaszcza u tak malego kota ze moze wywolac wstrzas.Migusia umarla na moich rekach o piatej nad ranem 27 wrzesnia w dwa dni po smierci Maciusia.Zalamalam sie w doslownym tego slowa znaczeniu.Zwatpilam w siebie myslalam ze wszystkiego czego sie dotkne umiera ze ja jako ja nie moge juz pomagac zwirzetom bo zciagam na nie choroby i smierc.O pisaniu Wam o tym mowy nie bylo co podeszlam do komputera otworzylam strone ryczalam i nie bylam w stanie wykrzesac slowa z siebie.dzisiaj powiedzialam sobie musze , musze bo jestem Wam to winna a i tak piszac to siedze i rycze.
Bylam tym razem ze soba u specjalisty dostalam leczenie jakos ciagne do przodu choc daleko mi do normalnosci.To wszystko co Wam opisuje to jest gigantyczny i haotyczny skrot sytuacji w jakiej sie znajduje.Finansowo jestem ruina psychicznie rowniez i nie umiem sie z tego pozbierac.
W tej chwili moje tygrysy sa zdrowe tylko co niektore slabsze powinnam zaszczepic nie mam za co.Nieraz jest tak ze staje przed wyborem albo starczy na jedzenie dla nas albo dla kotow.Walcze z tym z dnia na dzien.Bazylus przetrwal ta dzume i nie zachorowal /moj dzielny chlopczyk/Majunia tez dzielnie sie trzymala natomiast Misiu /kolejny cukrzyk/niestety chorowal.Borys poniewaz ma notoryczne stany zapalne drog moczowych i schodzace kamienie musi zostac wyszyty/obciecie cewki moczowej/ nie wiem kiedy uda mi sie zebrac na to kase bo tydzien temu operowalam Maksa /pies/ mial usuwanego tluszczaka spod przedniej lapy w pachwinie/nie wiem jak sie to u psa nazywa/miejsce fatalne do gojenia i jeszcze okazalo sie ze jest uczulony na szwy.
Z nadzieja ze mi wybaczycie milczenie i zrozumiecie dziekuje ze nie zapomnialyscie o nas i o mnie.
Prosze tez abyscie czytajac te moje wypociny wziely pod uwage fakt ze o wielu sprawach nie moglam napisac tu na forum bo choc by wiecej wyjasnily forum nie jest miejscem do tego.
Sciskam wszystkich i jeszcze raz prosze wybaczcie mi to wszystko bylo ponad moje sily a wcale taka silna nie jestem jak sie okazalo.
Anka
Ostatnio edytowano Nie lis 29, 2009 17:29 przez
Anna G-R, łącznie edytowano 1 raz