
Kochane,
w nagrodę za ciepło i wiarę w cuda załączam te foty. Zrobione dwie godziny temu. Tak długo się załączały inne foty, dużo więcej, że wymiękłam i pokazuję Wam chociaż te trzy.. Są fatalne, bo mój aparat strajkuje i nie robi z fleszem. Ale może namówię go po zmianie baterii do zmiany stanowiska
Z mniejszą kreseczką na nosku to Julitka, z wiekszą - Julka (właśnie ma temperaturę 40,6 stopnia

).
Pierwsze zdjęcie - Julka po lewej, Julitka po prawej.
Drugie zdjęcie - tak samo.
Trzecie zdjęcie - odwrotnie.
Julisia jest w dużo lepszej kondycji niż wczoraj. Jak pamiętacie stanęłam wczroaj na określeniu "szmateczka". Leżała jak szmateczka, kiedy ją wczoraj zostawiałam w rękach Maćka. Transfuzja zdziałała cud, ale nie wiadomo jak długo to potrwa. Efekt się niedługo skończy, ale nie wiadomo kiedy, za dwa-trzy dni czy tydzień. Co dalej? Zobaczymy, może druga transfuzja..? Stan nadal jest zły. Wbrew pozorom.
Na razie teraz jednak mała śpi sobie koło mnie na kanapie z innymi kotami w pokoju, sama wskoczyła, po raz pierwszy wypuszczona została z łazienki do innych kotów. Zjadła dwukrotnie convalescence z mojej ręki (tj. wciskałam jej kawałeczki do pysia), sama zjadła chrupki i schmusy od Asi (w środku są jakieś kraby i ryby, uch jak chętnie jadła!!!), mamy za zadanie karmić i jeść!!! Julitka chodzi po mieszkaniu i macha przy tym ogonem na boki.
