Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Korciaczki pisze:Ooo, słaby- to jest trafne słowo. On jest taki słabiutki, ale nie fizycznie, tylko psychicznie.
Ale będzie dobrze...
Zdjęcia wstawimy jakieś.
Mała1 pisze:Yoszko własnie taki był
to cud,ze przetrwał pobyt w schronisku, szczepienie, kastracje
Cały czas taka zrezygnowana, przerazona kupka kociego nieszczęscia.
Ja mysle,ze Joszko powinien lubić koty, w klatce z racjii przepełnienia ( bo w takim niesety okresie do schroniska trafił) dostał kumpla. I był całkowity spokój.
chociaz i tak najczesciej widziałam go po prostu wcisnietego w kat, obojetnego.
na kociarni chyba troche wiecej biegał.
czesto znajdowałam go w jednej budce z dwójka innych kotów.
Tulił sie do nich.
Zawsze był rozbrajajacy w swoim spojrzeniu-takim tez ,,bezwładnym,,
Jakby jego oczy mówiły-co tam, i tak zrobisz ze mna co chcesz-ja nic nie mogę, za słaby jestem
strasznie roczulajace miał to spojrzenie.
i taki własnie na kociarni był...spokojny,zero syku, zero biegu po jedzenie...o nic nie prosił![]()
Tylko tak sobie siedział
Korciaczki-gdyby nie Wy
to taki-niedowartosciowany kot
Korciaczki pisze:Joszko powinien był spać całą noc pod łóżkiem, zaszyty gdzieś w kącie, schowany, powinien był udawać niewidzialnego i nieobecnego fuczka. Powinien, bo tak najczęściej zachowują się wypłoszki w nowych, nieznanych im jeszcze czterch ścian, gdzie każdy - w ich mniemaniu, cień jest potencjalnym wrogiem, każdy krok człowieka napełnia kocie oczy niepewnością. Powinien, bo to chyba najczęstczy sposób próby ukrycia swojego istnienia, a wystarszone koty chcą właśnie zniknąć. Nie ma mnie, nie ma mnie. Ty mnie nie widzisz, to ci się tylko wydaje, człowieku Tu nie ma kota...
Nie powinien. Jego zdaniem, nie powinien. Futrzak spał na biurku. Długim, drewnianym biurku, który jest głównym punktem zaczepnym ludzkich oczu, bo znajduje się ono na głównej ścianie. Wchodząc do pokoju, pierwsze co rzuca się w oczy - to biurko. Podobnie jest, patrząc z łóżka. Jemu to nie przeszkadzało, ważne, że i on mógł obserwować ludzi. Bo co działa w jedną stronę, to musi działać i w drugą. Zatem i on miał dobry punkt obserwacyjny. Musiał obserwować, bo przecież musi wiedzieć kiedy uciekać. On myśli, że trzeba uciekać. On nie wie jeszcze, że nie warto się bać ludzi, że nie warto żyć obok nich, a razem z nimi.
Tam właśnie leżał, na biurku. Tylko coś nie dokońca przemyśłam strategię zapoznawczą i ochronną przed ludźmi. Na biurku panował bałagan, przecież dopiero co przeszedł przez tam huragan ,,polekcyjny", czyli bałagan naszego autorstwa. Książki tu, zeszyty tam, tu nawet łyżeczka się znalazła, o - i szklanka, nawet dwie. Joś zamiast położyć się chociażby na zeszycie, miękkim i nawet wygodnym (wolego miejsca przecież nie było, bo był bałagan), wolał wyłożyć się na porcelanowych figurkach, albo gipsowych. Niewygodnych, bardzo niewygodnych. Spał tak do rana, zdaje się, że całą noc. Chociaż nie, coś między godziną trzecią, a czwartę w nocy, próbował nawiązać kontakt z łóżkiem. Brakło mu odwagi, nie wszedł, ale chciał. Był zaciekawiony.
Potem, to była chyba szósta rano, jak zobaczył, że jednak człowiek już wstaje, już schodzi po drabinkach z łóżka, wycofał się za żaluzję. Na widok ręki, chcącej go pogłaskać, zareagował postawą ślimaka. Skulił się, jakby chciał się zwinąć, schować do swojego domku, którego zresztą nie miał. To przecież kot, nie ślimak. Możliwości ucieczki nie było, bo tuż obok stoi akwarium, blokujące drogę odwrotu. Został, tam za tą żaluzją, z miną jasno mówiącą: "Idź sobie, człowieku..."
Wracamy ze szkoły, pomijając fakt, że to wtedy Joszko bawił się w chowanego i go nie było, okazuje się, że Joś nic dziś nie jadł. Odmówił, zostawił, nie chciał. Zawartość miseczki nietknięta, choć dobra. I suche i mokre, nic. Ratuje wołowinka, której nie odmówił, ku wielkiem uldze. Zjadł. Musi jeść, bo jest strasznie chudy, kosteczki sterczą...
Generalnie to jest wypłoszek, pędzi-wiatr, chyba lubiący zabawę w chowanego. Schował się dzisiaj bardzo sprytnie, głęboko, umiejętnie. Godzinę, może dwie, w odstępach trwały jego poszukiwania. Znalazł się - niedobry kotek zaszył się pod łóżkiem. Nadwyraz inteligentnie i pomysłowo zakopał się wśrór podłóżkowych rzeczy. Nie było go widać, choć sprawdzałyśmy bardzo dokładnie, a przecież on tam był.
Dziś jeszcze, tak bardziej późnym popołudnio jak cień przemierzał pokoju, chwilę, potem się skrył.
Jak narazie pozostaje typem: ,,pojawia się i znika, i znika". Częściej oczywiście znika.
Zdjęcia Joszka, kiedy rozluźnił się po głaskaniu.
Tu spędził ranek i część nocy.
Opatulony w wełniany swetr. Tak, żeby mu cieplej było. Chwilę wcześniej został wynosozny na rękach, wygłaskanyi przerażenie z oczu zniknęło. Przekochany z niego kotek
Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot] i 348 gości