To było tak:
Przyjechał Pan z Panią i bratanicą.
Komitet powitalny był jednokotowy w postaci Mruczka bo reszta spała.
Na stół wjechał tonik, szklaneczki, cukiereczki dla osłody i zaczęliśmy rozmawiać.
Państwo byli zainteresowani Romeczkiem więc rozglądam się a Romeczka nie ma "na oczach".
Szukam, sprawdzam, jeeest...za łóżkiem.
Rozmawiamy, czekamy, Romeczka nie ma.
Wmiędzyczasie na mizianki Przyszła Brzózka, pomiziała się chwilę i zakończyła mizianie capnięciem ząbkami

ech, trudno jej będzie znaleźć Dużych na tyle odważnych, by nie przestraszyli się jej humorków.
Miziała się Happy, Myszka, Michał to nawet wpakował się na rączki, jak zwykle zresztą.
Po Romeczku ani śladu.
W końcu wydłubałam go zza łóżka, państwo chwilę się pozachwycali nim ale on był tak przestraszony, że nie miałam sumienia go dłużej trzymać na siłę na rękach, wypuściłam go a on zaraz zniknął z powrotem za łóżkiem.
Romeczek jeszcze boi się obcych, wytłumaczyłam Państwu, dlaczego on jest taki i zapewniłam, że Romeczek po oswojeniu się z Dużymi jest słodkim, przytulaśnym koeczkiem.
Państwo w ogóle przyjechali z wizytą wstępną, zapoznawczą, obiecali zastanowić się i odpowiedzieć, czy powrócą czy nie.
Pożyjemy, zobaczymy...