Żyję.
Na razie tylko w kontekście tego:
casica pisze: Albo wydać je do domów bez kota, albo takich gdzie tych kotów będzie mniej.
Nie ma takich domów. Kiedy wyciągnięto pierwsze koty, którym zrobiono testy nagle pojawił się problem - co z nimi? Wracają tam, skąd je z takim trudem wydobyto? Wg Ciebie - tak, bo to nie Ty się po nie zgłosiłaś.
casica pisze:Koty z FIV, gdy są jedynakami, lub są dwa nie umierają tak masowo i nie mają tak gwałtownych objawów. Więc prosty element przekocenia też brałabym pod uwagę.
Koty z FIV nie umierają u mnie masowo. Nanina nie miała FIV. Zuzel przyjechał do mnie w fazie FAIDS. Forty i eM.Mi byli seropozytywni, ale to nie przekocenie spowodowało ich śmierć - te koty mieszkały w Boguszycach na stole, w ciasno zbitej grupie; Forty był kotem nerkowym, a eM.Mi miała zniszczone jelita. Fifty niestety nie dał się przetestować, ale należy założyć, że mógł być FIV(+), gdyż od dnia, kiedy przyjechał nie poddawał się leczeniu. Z trzech pozostałych boguszków dwa są FIV(+) i maja się dobrze; Tofu wychodzi z drugiego kryzysu, co przy marskiej wątrobie uważam za swój sukces, a Liściu, dzięki antybiotykom od Poker z Dogo, przestał smarkać. Ostatni z tej grupy - Bogusz, mimo swoich trzynastu lat i życia również na stole, jest w bardzo dobrej formie.
Może nie jest to super optymistyczna statystyka, ale używanie słowa `masowe` jest
medialnym nadużyciem.
casica pisze:Jeśli takich możliwości nie ma, rozważyłabym eutanazję, żeby nie powiększać populacji kotów zarażonych. To dramatyczne i smutne, ale niestety i to należy brać pod uwagę.
To jest w ogóle świetny pomysł na rozwiązanie problemu bezdomności w tym kraju. I pewnie w ogóle na świecie. Po cholerę się wszyscy tak pałujemy, jak idioci? Nie ma domu? Uśpić. Nieuleczalnie chory? Uśpić i wziąć sobie nowego.
A wiesz, co jest najgorsze w tej Twojej teorii? Że to nie Ty będziesz podawać ten zastrzyk. Nie Ty będziesz głaskać te koty, żeby się uspokoiły i nie bały. I Ty jesteś odpowiedzialna za to, co oswoiłaś... Swojego kota też odstawisz do lecznicy i wydasz zlecenie? Przy ilu eutanazjach byłaś? Czy choć jednego kota trzymałaś na ręku, kiedy odchodził?
Na razie tyle. Esej filozoficzny - w przygotowaniu. Bardziej dla mnie samej, niż by przekonać casicę. A tym, którzy rozumieją - dziękuję.
Na razie tyle, bo właściwie niedawno wróciłam do domu i ogarnęłam stado.
Byłam u Doc - po pierwsze, zabieg miał Paproch Ani torun; resekcja sporego odcinka jelita grubego, usunięty został fragment z nowotworem. Mam nadzieję, że Paprochu dojdzie do siebie szybciutko.
Po drugie - `moja dewiacja` - sekcja Nani. Nani miała klasyczny FIP. Gdyby dawała się dotknąć pewnie szybciej bym się zorientowała, że zbiera się płyn w otrzewnej. Napad duszności, który miał miejsce trzy tygodnie temu był pierwszym symptomem, wtedy udało się odbarczyć płuca i serce lekami, ale niestety nie dało się zatrzymać choroby.
Wieści z domu.
Ritoo nadal na kroplówkach i dożylnych antybiotykach. Może też powinnam go uśpić? Bo przecież nie wiadomo, czy się uda, a kotów jest wystarczająco dosyć, a u mnie - sama przecież tak mówię - za dużo.
Demagogia? No ba, ale to ja mam tego kota na ręku, to na mnie on patrzy swoimi oczami i to ja mam zadecydować, czy będzie żył, czy umrze już teraz. [To też demagogia.]