Dzięki dzięki
Żeby nie było tak róziowo.
Wczoraj 3 koty chore odbyły wizytę u pana doktora, leki, zastrzyki, drapanie, obraza, te sprawy.
Jeden kot poczuł się zaniedbany i niedopieszczony.
Dziś, mimo, że sobota, miałam buzik nastawiony na 7.00.
Punktualnie o 6, tknięta jakimś sennym zwidem poderwałam się z poduszki. Dokładnie w tym samym momencie, czując się nieco zaniedbanym, Koń wykonał na nią imponujący, rwący i serdeczny sik.
Gdybym nie wstała...
Poduszka do pralki, urwać jeszcze godzinkę snu.
Punktualnie o siódmej cholerny budzi zapipał, wstałam.
Podałam śniadanie.
1,2,3, gdzie czwarty kot?
Waler do godziny 15 nie opuścił szafy, oczywiście już o 7, spanikowana do granic histerii wymacałam go na najwyższej półce w szafie, pod samym sufitem, nie życzył sobie rozmawiać. Kichał.
Leczenie przynosi różne skutki.
Małe świetnie, jeszcze pokichuje, ale ogólnie widać, że lek działa.
Dziadź rewelacyjnie, katar podsechł, sikania po kątach nieodnotowano.
Skutek uboczny dobrego samopoczucia - gada, gada, gada i ma za złe. Jak się małe bawi, leci i zabiera mu zabawkę, albo komentuje z kanapy. Tłucze się z gnojkiem, przy czym sam prowokuje i zaczyna. Aktualnie demontują mniejszy bukiet na stole, wespół w zespół.
A Walery gorzej

Z oczu kapią łzy rzęsiste, kicha, nie wyłazi.
O 10 już warowałam w poczekalni u weta. Z Dziadziem, bo on zastrzyk.
Pan doktor powitał mnie, jakże złowieszczym pytaniem: czy miała pani ospę?
Nie miałam. On ma. Mamy problem?
Zastrzyk ekspresowo podany, dostałam opieprz za niewykupienie tobrexu (w kontekście łzawej opowieści o Walerku), odwiozłam Dziadzia i pognałam do apteki.
Nie było.
Udałam się do dalszej apteki, pech chciał, że było to centrum handlowe wileńska a po drodze napadł mnie sklep z butami. Moje ukochane bronxy, z 269 na 19,99.
Sobie nabyłam 2 pary, ale jako żem z mocno sfeminizowanej rodziny wracałam objuczona jak rosyjska handlarka. Duuuużo butów.
Krople tez nabyłam, Walery, który z brzuchem przy ziemi opuścił szafę ok 19 znowu mnie unika, szafę przezornie zamknęłam na haczyk.
Koń nie opuszcze transportera, chyba chce na wycieczkę do weta.
Ja co jakiś czas zerkam w lustro, poszukując pierwszych oznak zarazy.
Deszcz pada.

Prawdziwi mężczyźni nie jedzą miodu, oni żują pszczoły.