Niestety Esti odmówiła współpracy pod względem jedzenia

. Schudła z kilograma na 83 dag, co przy takim maluszku jest dużo… Dzisiaj Anie zaordynowały malutkiej kroplówkę, dostała rano i przydział na wieczór – już podana przez ciocie Wiedźme i Gośkę, do tego dwie kłujki, z czego była jedna straaaszna, mały kot bardzo płakał.
No i Esti stała się kotkiem wędrownym, chwilkę pomieszkała w lecznicy, potem zabrałam ją do pracy gdzie spała, spała i spała. Niańczona przez trochę na wiedźmowych rękach zaczęła się wiercić, okazało się, że ma życzenie do kuwety

. Po czym znowu poszła spać. Pod koniec dnia zażądała wypuszczenia z klatki, zwiedziła cały sklep – myślę sobie - znaczy koteczkowi lepiej trochę

. Zapakowałam w transporter i zawiozłam do Wiedźmy, ale z racji kroplówki mała nie poszła do hoteliku tylko na pokoje. Po drugiej kroplówce okazało się, że z Esti całkiem lepiej – zjadła troszeczkę puszki i się drze – przez telefon było słychać

. Jeśli rano zje samodzielnie bez namawiania śniadanko, to myślę, że już kroplówka nie będzie potrzebna i kryzys za nami, co mnie bardzo cieszy. No i dziewczyna na popsuty wyłącznik od mruczenia

, mruczy u weta, mruczy głaskana, mruczy jak chodzi… ktoś będzie miał fajnego kota.
Oto maleńka w objęciach Wiedźmy:

I zwiedzająca sklep:

Reszta maluchów ok, jedzą, rozrabiają, jedzą rozrabiają, w przerwach śpią i tak na okrągło. Życie wewnętrzne niestety bujne, ale wychodzi na zewnątrz bez komplikacji tfu, tfu
No i zyskały nowa niańkę – pani z administracji, sąsiadka Wiedźmy bierze do siebie do domu po dwa maluchy w pakietach i puszcza na pokoje, tak, że problem oswajania dzieciaków mamy z głowy
