Ależ oczywiście, że razy cztery, hurtem będzie taniej, jak zaproponował mi pewien wet w kwestii uśpienia moich upierdliwych kotów
Ale jeszcze o czymś muszę napisać, zanim zamilknę do wiosny. Bo się strasznie przed chwilą zmęczyłam....
Otóż jak wracają moje koty wieczorem do domu. Oczywiście nie wracają i muszą zostać wrócone.
Najgrzeczniejsza jest Czitka. Siedzi w przedpokoju i jest oddźwierną. Czy może odźwierną? Wojtek...poprawnie pisze się...

Oczywiście drzwi na zewnątrz otwarte, żeby mogły wrócić jak chcą, ale one nie chcą
Tuta dyryguje ruchem i trzyma się blisko ciepła, które ucieka. Oczywiście najbardziej czeka na Micia, którego kręcąc grubą pupą prowadzi na włości, o ile się pokaże. Przeważnie jednak się nie pokazuje, bo Miciu Miciu musi wieczorem wykonać słynny skok na siatkę komórki, następnie gramoli się na dach i płotami, ogrodami wraca od strony frontu. Czeka za furtą. Grzecznie.
Tuta biegnie co jakis czas do tej furtki, i gdy w końcu siedzi po drugiej stronie skruszony Mić, Czitusia wpada do domu z okrzykiem: jest! jest!
To ja narzucam cokolwiek, biorę klucze i idę otwierać furtkę wewnętrzną. Myślicie, że Mić biegnie do domu? O, nie!
Zadziera pyszczydło do góry, plącze się pod moimi nogami, a potyka o własne i mówi tak: to ja, Twój Mić, czekałaś na mnie i się martwiłaś, tak? To teraz weź mnie na ręce i wnieś do domu! I wdrapuje mi sie po nogach na ręce, przytula i niesiemy! A jak mruczy!!!!
Balbusia grasuje w ogrodzie do upadłego. Jedyna metoda na nią, to takie posklejane wielkie pudło kartonowe, które muszę wynieść do ogrodu i udawać, że coś zbieram. W nocy

I ona durna zawsze się nabiera i wchodzi do środka. Zamykamy i wnosimy do pokoju.
Ale Cosia.....
Tutaj od kilku dni kaplica. Bo Cosia ze mną wozi drzewo do kominka na taczce. Ponieważ dziennie muszę przerzucić z komórki do domu troszkę brzozy, ładuję na taczkę. Jak tylko Cośka to zobaczy, pędzi i jedziemy!!!!! Siedzi na tych polanach, a im bardziej się turlają, tym lepiej. Nie mogę ładować za dużo, bo się boję, że coś ją przygniecie, więc kursów jest ku uciesze Cosi więcej. Potem z pustą taczką, ale oczywiście pełną Cosi, wracamy do komórki.
No i wieczorem....
Muszę z tą taczką jeździć po ciemnym ogrodzie i udawać, że jadę po drzewo. Cosia hop! I do domu....
Fajne mam wieczory, nie?
Czy są chętni na zaopiekowanie się moimi kotami, gdy będę chciała wylecieć na wymarzone Seszele

?