Łaciata miala szanse na domek - dwa dni temu dzwonila Pani z Łęcznej w jej sprawie. Mowila, ze miala z corka pieska, ale 'bardzo, bardzo zachorowal i musialy go uspic' a teraz chca kotka. Pani miala dojrzaly glos, corka juz dorosla, wiec pomyslalam, ze to powazna oferta. Zainteresowania Laciatkiem nie ostudzil nawet fakt, ze po kotka trzeba przyjechac, a to godzine drogi w jedna strone. Wtedy jeszcze kolorowe kociaki byly wstepnie zarezerwowane przez inna Pania, ktora miala mi dac konkretna odpowiedz w sobote, wiec umowilam sie z Pania z Łęcznej, ze w sobote sie z nia skontaktuje, gdyby kotki byly nadal do adopcji. Tak tez zrobilam, rezerwacja zostala anulowana (sensowne powody), wyslalam smsa do Pani z Lecznej, ze kotki sa nadal do wziecia. Oddzwonila wieczorem - oznajmila zaraz po 'dobry wieczor', ze po ta 'kotke z pileczka' jutro, czyli w niedziele, ktos od niej przyjedzie, tzn corka z chlopakiem. Jako, ze zostalam zupelnie zaskoczona i biorac pod uwage uciekajacy czas, zadalam kilka zdawkowych pytan o to, czy domek niewychodzacy, czy to mieszkanie w bloku i tym podobne. Umowilysmy sie. Odlozylam sluchawke i naplynely mi do oczu lzy, ze nic o tej Pani nie wiem, ze musze zadzwonic jeszcze raz i sie o wszystko dokladnie wypytac. Jestem okrutnie mocno zwiazana z kotkami, emocje mna po prostu targaly, poprosilam TŻta, zeby to on zadzwonil i zapytal o szczegoly. I tak sie stalo. Pani na poczatku zareagowala dosc ostro, mowila, ze jesli mamy jakies obiekcje, to adopcja nie ma sensu. TŻ spokojnie wyjasnil, ze po prostu nic o niej nie wiemy i chcemy sie dowiedziec, po prostu spokojnie porozmawiac. Wtedy Pani sie uspokoila i odpowiadala normalnie na wszelkie pytania, te szczegolowe tez. Gdy TŻ wspomnial o umowie adopcyjnej, Pani powiedziala, ze w ogloszeniu niczego o tym nie bylo, ale nie ma problemu, TŻ dodal, zeby corka wziela dowod osobisty ze soba, bo informacje w nim zawarte beda potrzebne do podpisania umowy - Pani przytaknela, ze corka wezmie. Miala zadzwonic dzisiaj rano, zebym pokierowala corke z chlopakiem, aby trafili. Obudzilam sie o 8, czekam. Cisza. Pomyslalam, ze niedziela rano to dosc relatywne okreslenie, wiec cierpliwie spogladalam na telefon. Przyszedl sms, przeczytalam i o malo nie spadlam z krzesla ze smiechu 'sprawa nieaktualna, dostalam od znajomych sliczna kotke lusie, pozdrawiam'.
Pani sie chyba wystraszyla. Nie wiem czego, moze umowy, moze powagi sytuacji, moze kilometrow, ktore nas dziela. W kazdym razie zazdroszcze znajomych, chcialabym kiedys dostac w prezencie kota, nocą

Robi sie niefajnie, niby zainteresowanie jest, ale gasnie przy szczegolowej rozmowie o warunkach adopcji.
Co sie dzieje, kurcze?...
Nawet tymczasowy DT bylby wybawieniem...
