biedne Poznaniaki... objęły we władanie fotel w pokoju... Gabryś codziennie zastrzyki ma... obrażony na mnie jest... z kuwety korzysta... je i pije... i odsypia... Kajtek z Kutna... kochane kocisko... ciągle przywyka do stadka, ale wyjątkowo spokojnie na razie z nowym członkiem stada... Fuksja - nazywana Fusią - odpuściła mi wszystkie łapanki i moje kolana są najatrakcyjniejsze dla niej... sekunduje jej w tym Rata... o maluchach nie wspomnę... Klara bez protestu przyjmuje coraz dłuższe głaskanie... reszta bez zmian...
Dzisiaj rano odszedł Kajtek. Nie wiemy właściwie co się stało. Zwymiotował wczoraj parę razy i to były jedyne objawy. Wieczorem bym nieco chłodny wiec po konsultacji z wetem dogrzałyśmy go. W nocy Matahari pojechała do całodobowej kliniki. Niestety rokowania były ostrożne i kot który wróciła do nas z adopcji około godziny 4 odszedł brykać za Tęczowy Most.
była sekcja... chłopak miał zdewastowany cały układ pokarmowy... martwica, ropa, żółtaczka - od żołądka począwszy na jelitach skończywszy... wet mówił, że musiało go boleć... a nie dawał po sobie nic poznać... i wet mówił jeszcze, że ten proces musiał trwać już od 7-8 miesięcy, stres mógł go przyspieszyć, ale szans nie miał żadnych - raczysko jakieś...
u stadka bez większych zmian... z jedną... do maluchów dołączył półroczny chłopak - wczoraj wypadły mu górne kiełki... jest bury z bardzo wyraźnym czarnym pregowanio-cętkowaniem... dotego białe skarpetki na wszystkich łapkach i biały żabocik... i wrzaskun... oraz głodomór i wołoduch... Gabryś zaczyna się coraz bardziej nudzić w łazience, drzwi na dzień będę mu otwierać... na nosie cały czas ma strupki i to mi się nie podoba... muszę z wetem o tym pogadać... a chłopak ma coraz więcej siły i podanie tablety zaczyna powoli stwarzać lekkie problemy, ale sobie radzę... Filemon zaliczy dziś weta, chłopak mi się nie podoba...