Od wiosny zajmuję się sterylizacjami kotów żyjących na terenie ogródków działkowych przy ul. Radarowej w Warszawie. Niestety już od początku mojej działalności trafiały mi się głównie koty oswojone. Rudego miziaka wziął od razu sąsiad z działek, dla starszej spokojnej koteczki też znalazł się dom. Na wolności pozostały dwie. Jednej z nich już nie ma.

Nie zdążyłam zabrać jej do weta, gdy usłyszałam charczenie przy oddechu. W minioną niedzielę zastałam ją martwą na mojej działce. Nie mogę sobie darować, że nie zareagowałam na czas. Natomiast mogę próbować znaleźć dom dla ostatniej oswojonej puchatej koteczki, która wychodzi za człowiekiem poza teren działek.

Wedle słów sąsiadów nie ma jeszcze roku (urodziła się w listopadzie 2008). Jej rudy brat znalazł dom, ona została sama. Póki było ciepło, przesiadywała wraz ze mną i moją mamą na naszej działce, odwiedzała działki sąsiadów (na szczęście prokocich), wygrzewała się w słońcu, bawiłam się z nią myszką na sznurku. Teraz na działkę będzie jeździć mama tylko po to, by dosypać jedzenia bytującym tam kotom, a dla niej pełna miska i suchy kącik w naszym działkowym domku to za mało. Ona potrzebuje człowieka. Kto się zakocha? A zakochać się nietrudno...
