Wczoraj byłam z Szymusiem na kontrolnej wizycie u weta. Cytuję: "Gdyby nie miał fiv to powiedziałabym, ze jest okazem zdrowia. Nie ma się do czego przyczepić"
Szczegóły: temp. 38,1st, koniec kk (wetka powiedziała, że kończymy antybiotyk), osłuchała kota dokładnie i jest ok. Oczy i nosek -ok. Nadżerki na dziąsłach prawie zanikły, osad na zębach zdecydowanie mniejszy (ach, te duże i ścięgniste kawałki wołowinki

). Jednak to co mnie zdumiało najbardziej dotyczy świerzbu w uszkach. Zdecydowałam, że powiem wprost, że nie umiem czyścić uszu i żeby pani doktor mi powoli pokazała jak to się robi. I tak uczyniłam. Natomiast wetka zajrzała jakąś latarką (!!) do ucha i powiedziała: ale co pani chce, świerzbu prawie nie ma, uszy czyste, wykonała pani ogromną i świetną pracę.
Nawet nie miałam jak w takich okolicznościach powiedzieć, że ani razu nie czyściłam uszu, nie stosowałam oridermylu (zawiera sterydy, które bardzo osłabiają odporność, więc w przypadku fiv niewskazane), tylko pasjami wlewałam mu do ucha parafinę z kroplami miętowymi.
Aha, no i przybrał na wadze przez tydzień 30dkg.
Zalecenia: za dwa tygodnie kontrola i obejrzenie uszu raz jeszcze i jeśli będzie ok to szczepienia.
DOMKU, DOMKU, odezwij się!!!