Cioteczki Kochane,
bardzo dziękuję za wsparcie i przepraszam, że nie zaglądam,
ale
przysięgam, nie mam jak.
Opiekuje się nimi 24h na dobę.
Najgorsze są noce…
Jak już wiecie Lexi, aniołek odszedł.
Maleństwo zmarło w nocy z soboty na niedzielę…t
ak strasznie chciałam, żeby jej się udało.
Zmarła przytulona do mojej piersi.
Nie zostawiłam jej ani na chwilkę.
To takie cholera trudne…Zawinęłam ją w kocyk, żeby nie było jej zimno
i pochowałam pod drzewkiem akacji…
Opiekujesz się nimi, nieba byś im uchylił
i musisz patrzeć jak odchodzą…
Nic się już dla mnie nie liczy, tylko ich zdrowie.
Łukasz powiedział mi coś , gdy chowaliśmy Lexunię,
co bardzo mnie poruszyło ,
a ja powiedziałam, że nie rozumiem, że nienawidzę Boga,
że…
dlaczego,
przecież one nic nie zawiniły….
Powiedział, że może ich przeznaczeniem było umrzeć,
już wtedy w tych krzakach i może Bóg nie chciał,
żeby umarły takie samotne,
wystraszone,
niekochane i może tak miało się stać,
a my jedynie pokazaliśmy im co to bezgraniczna miłość,
żeby odchodząc nie były samotne i opuszczone.
Strasznie mnie te słowa poruszyły, ale nadal pytam – dlaczego?
Teraz robię wszystko, żeby te, które zostały były szczęśliwe
i niczego im nie brakowało…
że jeśli coś jeszcze ma się stać,
żeby ich życie było wypełnione miłością i troską…
Z Taszunią nie jest dobrze.
Wymiotowała krwią i w kupce też jest krew,
a ja zaczynam wątpić w weterynarzy f.,
bo wiadomo, jak się nie płaci,
to się nie ma…
Wczoraj olałam wszystko, zapakowałam Taszkę do transportera
i poszłam z Łukaszem do jednego z najlepszych wet.w mieście
(niestety też najdroższego),
ale Łukasz pożyczył kase od mamy,
bo widzę, że bardzo chce pomóc.
Mam wrażenie, że postąpiłam słusznie,
bo ten człowiek powiedział mi zupełnie inne rzeczy od tego,
co słyszę od wet.od tygodni.
Zastosował nowe leki i nową terapię,
ale nie będę wdawać się w szczegóły.
Diagnoza: krwotoczne zapalenie przewodu pokarmowego – powikłanie po panleukopemii.
I nie chcę zapeszyć,
ale Taszka dziś w nocy nie wymiotowała i sama wypiła wodę.
Z Taszką jest jeszcze taki problem,
że ona nie chce zostawać sama.
Nawet gdy idę siku, muszę ją zabierać ze sobą…
bo gdy zostaje sama…
Boże…
Ledwo kocisko chodzi, dosłownie słania się na łapkach
a resztkami sił rzuca się na drzwi w jakimś szale,
przeraźliwie płacze i skacze po całych drzwiach
– aż strach na to patrzeć, bo jest tak słaba,
że upada po każdym skoku bezwładnie na podłogę,
po chwili znów się podnosi i…skok.
No krzywdę sobie zrobi.
Nie można jej zostawić.
Gdy nawet jestem w pokoju, a drzwi się otwierają podnosi łebek,
jakby chciała sprawdzić, czy nie została sama.
Teraz pisze jedną ręką i z góry przepraszam za literówki,
ale to trudne troszkę,
bo trzymam Taszkę, która śpi mi w pozycji pół siedzącej na szyi.
Ivi i Safi wymiotują.
Pisałyście, żeby je oddać, ale to, póki nie będą zdrowe
jest całkowicie wykluczone.
Ta choroba jest podstępna i po zaatakowaniu szpiku i rozwaleniu
do zera odporności, atakuje inne organy.
To troszkę podobne do AIDS.
Kociak nie umiera na panleukopemie, ale na jej powikłania,
bo organizm nie ma się jak bronić.
Najgorszy przy tej chorobie jest stres,
bo otwiera furtkę do innych chorób.
Trzeba dbać o to, by poza czystością, świerzym gotowanym
i delikatnym jedzeniem, kociaki były – dosłownie szczęśliwe –
zero stresu, a może, może będą miały szansę…
Dziewczynki wymiotują, ale bawią się, piją i wszystko robią razem…
Wszyscy weci mówili mi, że póki są razem, a i tak wszystkie mają
wirusa, mają większe szanse, bo czują się bezpieczniej
i są z sobą zżyte – kurcze nie wiem…
Póki co dziewczyny wymiotują i jutro znów idą do weta i
tu moja prośba.
Wczoraj za Taszkę Łukasz zapłacił 70 zł.
Jutro idą wszystkie trzy, więc aż boje się pomyśleć,
ile to będzie kosztowało,
może ktoś może mi pomóc…
