Dzięki za wskazówki, przeczytałam ulotkę i dalej się zastanawiam.
Np., z ulotki:
Nie badano zdolności rozpłodowej samców, u których po zakończeniu działania implantu doszło do normalizacji stężenia testosteronu w osoczu.
Dowiedziono, że stosowanie produktu zmniejsza popęd płciowy u samców, jednak nie prowadzono badań nad innymi zmianami zachowań (np. agresją osobników płci męskiej).
W okolicy wstrzyknięcia implantu przez 14 dni może utrzymywać się niewielki obrzęk. W preparatach histologicznych po 3 miesiącach od podania produktu obserwowano łagodne miejscowe odczyny z cechami przewlekłego zapalenia w obrębie tkanki łącznej, tworzeniem torebki i odkładaniem kolagenu.
W okresie leczenia obserwuje się znaczne zmniejszenie rozmiarów jąder. W bardzo rzadkich
przypadkach może dojść do wstecznego przemieszczenia się jądra przez pierścień pachwinowy.
No nie wiem, jakoś mnie to nie przekonuje, tak po prostu, tak "na zdrowy chłopski rozum". I jakoś mi się to kojarzy z chemiczną kastracją pedofili, z praktykowanym do lat 80 w Anglii farmakologicznym tłumieniu libido u homoseksualistów - co wywoływało koszmarne skutki i z ludzi czyniło zupełnie niesprawnych intelektualnie, otępiałych nieszczęśników.
Jakoś per analogiam wydaje mi się, że taka hormonalna ingerencja nie może być obojętna dla organizmu?
Pytam, dopytuję bo wywołałam mały zgrzyt w jednej z lecznic weterynaryjnych i spowodowałam "nadęcie się" u młodej wetki. Nadęcie było sporych rozmiarów, ale o dziwo nie pękła z hukiem.