Brego nie żyje.
Nie mogę się otrząsnąć.
W nocy jego stan się bardzo pogorszył.
Już nie trzymał nawet kupki – wszystko się z niego lało.
Miał kłopoty z oddychaniem i przelewał się przez ręce jak kukiełka.
Nie podnosił nawet główki.
Byłam u weta trzy razy.
Już mi powiedział, że nie ma ratunku…
Jego temperatura bardzo spadła, mimo ciągłego ogrzewania,
bo nie odstępowałam go ani na chwilę.
Ogrzewałam termoforem i własnym ciałem.
Ostatni raz poszłam do weta, gdy zrobił się siny –
dosłownie fioletowy.
Cały wyglądał, jakby go ktoś strasznie pobił.
Wet powiedział mi, że to krążenie siada i w nocy
najprawdopodobniej umrze…
Nie mogłam tego słuchać – miałam nadzieję,
że nastąpi jakiś cholerny cud i zacznie walczyć…
ale o
18:30 jego serduszko się zatrzymało.
Byłam z nim do końca.
Usnął na moich rękach…
Boże – nie mogę…
Teraz w oknie pali się świeczka dla Brego,
żeby trafił do domu….,
żeby się nie bał…
Już nic nie będzie Cię boleć Aniołku,
już wszystko będzie dobrze…
będziesz biegał po trawce z Majeczką,
ona też uwielbia się bawić i pieścić,
a mój tata będzie miał na Was oko
i będzie Was mocnoooo przytulał….
Spij spokojnie Aniołku….
Boże, to takie trudne.......
