gdzies zaslyszalam, ze ma sie zmienic pogoda (gorale przepowiadaja?), wiec za punkt honoru (?) postawilam sobie dzisiaj zlapanie kotka z podworka
no i jest
w zasadzie latwo poszlo
oswajanie go z moja obecnoscia przez te pare dni pomoglo
metoda prosta: otwarty transporter i prowadzaca do niego sciezka z malych kawalaczekow ukochanej przez kotka parowki
bylam calkiem blisko wiec jak wszedl - zamknelam drzwiczki
darl sie na cala wies
zanioslam do domu
szybki telefon do weta-sa szczepionki
no to jade
pojechaly tez kotki z gospodarstwa na drugie szczepienie
po drodze podrzucilam 2 puszki mleka dla oseskow z zywca
i zuzyte zwirki do kontenera-10workow (jakies 150kg albo wiecej

)
wrocilam, raz jeszcze wymylam klatke dla kotka z podworka..
co sie okazalo?
to kocurek, w dodatku od razu wlacza motor jak sie do niego mowi
nagle okazal sie miziakiem, wziety na rece tuli sie i mrrrrrrrrrrrrrruuuuuczy ogromnie glosno
ze wzgledu na pp w otoczeniu zmienilam kolejnosc zabiegow-najpierw szczepienie, w drugiej kolejnosci bedzie odrobaczenie, niestety....
mam jeszcze jego zdjecia jak mieszkal pod, a raczej miedzy deskami, chcecie?