aassiiaa pisze:To tutaj takze napisze, ze mamy nowego Zucha - koteczke o imieniu Asteria.
a ja się przyznam, że to ja tak urządziłam aassiię
Niestety w piątek na moim osiedlu, tuż pod moim blokiem zauważyłam, a raczej usłyszałam, że dzieciaki biegają z małym czarnym kociakiem.
Wyglądało to tak - zgraja rozwrzeszczanych dzieciarów, wyrywająca sobie z rąk małego kotka, który tylko przeraźliwie piszczał, nie mając sił uciekać.
Zanim zdążyłam się ubrać - baaa zanim zdążyłam pomyśleć nad tym co się dzieje (bo dopiero co się obudziłam, a że na urlopie to spałam do 12-tej) dzieciary zniknęły za blokiem... z wrzaskiem: zostaw go, to ja go znalazłem!
Oczywiście na placu zabaw siedziały 3 mamuśki - plotkując na ławce i żadna nie zareagowała... no cóż jedna tylko krzyknęła do córki: nie wolno dotykać brudnego kotka, bo się czymś zarazisz.
Resztę dnia czatowałam na dzieciaki - ale przepadły razem z kotem jak kamień w wodę. Myślałam, że może kocię wieczorem zacznie się gdzieś wydzierać, bo na pewno głodne - i że tym sposobem je znajdę... ale niestety nie udało się.
Na szczęście jakiś koci anioł (i nawet wiem, który dokładnie - mój osobisty kochany Frędzelek, który odszedł za TM pod koniec lipca)
czuwał nad kociakiem - i ni z gruszki ni z pietruszki moja teściowa wracając w sobotę ze sklepu napatoczyła się na kociaka.
ha... mała Asteria zasuwała środkiem drogi lamentując przeraźliwie - a szła prosto na moją teściową - ta długo się nie zastanawiała tylko kota hyc pod pachę i do domu
...dosłownie w ostatniej chwili - tuż tuż, jest ruchliwe skrzyżowanie
zresztą i tak jestem w szoku, że żaden pies jej nie zagryzł
Jak na moje oko Asteria była czyjąś zabawką przytulanką - do momentu jak pewnie w zabawie drapnęła - więc poleciała za drzwi.
Wygląda na około 8 tygodni - jest cała czarna... chudziutka z wielkim pękatym brzucholem i ogólnie zabiedzona. Miała dużo strupów na głowie, futro w złej kondycji i chyba pchełki, ale jak ją aassiiaa weźmie w swoje obroty - odchucha i dopieści - to będzie miód malinka kotek.
U mnie była do niedzieli - od niedzieli jest u aassii.
W sobotę tylko jadła i spała, jadła i spała - musiała odpocząć i nabrać sił po tym co przeszła.
Spała oczywiście z moją teściową w łóżku (bo mieszkam z teściami) - od razu zapamiętała, gdzie jest kuweta i w nocy sama podreptała zrobić siusiu tam gdzie trzeba. Od razu załapała, że w kuchni dają jeść i trzeba biec do kuchni ile sił, jak tylko ktoś się tam pojawi. Trzeba było chować przed nią miski, bo jadła bez umiaru. Mało tego potrafiła odgonić od żarełka 7 kilowego 5 letniego kocura. Myszkę do zabawy w niedzielę też sobie przywłaszczyła.
Mam nadzieję, że szybko znajdzie dobry domek.
Teraz niestety jestem spłukana - ale na pewno w przyszłym miesiącu postaram się wspomóc jej utrzymanie.
ech... gdyby nie pewne okoliczności to zostałaby u mnie... ale niestety po pierwsze nie jestem gotowa jeszcze na nowego zwierzaka po stracie Frędzla - Frędzel był jedyny, niepowtarzalny, w swoim rodzaju i drugiego takiego na świecie już nie ma i nie będzie
poza tym mam niezbyt przychylnego teścia - z którym nie rozmawiam od lutego... a żeby z nim toczyć wojny o kota - najpierw muszę nabrać sił... myślę, że za parę miesięcy na początek pomyślę o jakimś tymczasie