Chciałabym publicznie i czołobitnie obwieścić światu, że nie masz lepszych kotositterek od tanity i Uschi. Rzekłam.
Mało że koty utuczone i szczęśliwe, mały urósł o połowę, to jeszcze mieszkanie zalane sąsiedzko ratowały, akcję ratowniczą uskuteczniły i w ogóle, słów brak.


Koty twórczo spędzały czas bez pańci, garderoba, niedawno tapetowana wygląda już gorzej niż przed, któryś kot z wysokości i malowniczo obrzygał kaloryfer, nie wiem dlaczego uparcie któreś sikało na balkonie, ale poza tym - żyjemy.
Ja piorę, bo zalało szmaty, wietrzę, bo woda zalewająca chyba szła z kaloryfera sąsiadów i wonieje stęchlizną, rdzą i kocimi sikami, naturalnie, dziś wytoczyłam ciężkie działa i po umyciu wszystkiego co się dało chemią żrącą pojechałam do sklepu, gdzie nabyłam pięć różnych zapachów kontaktowych, stawianych, psikanych i teraz oddychając w domu człowiek naraża się na mdłości, połączone z omdleniem.
Jakbym się długo nie odzywała, znaczy, zapachy wygrały

Idę sprzątać kuchnię.
Dziewczyny - dziekuję
