
No to jeszcze kilka zdjęć - mamy ich jeszcze dużo. Nawet takie z przed kilka dni.
Nie ma kiedy wstawić, pisać się coś ostatnio nie chce.
Ale kilka jeszcze wtawiamy, co by może jakiś podczytywacz się zakochał.

Milenkot zmienił się ostatnio. Mama dziś dostąpiła zaszczytu pogłaskania brzucha.
Grubego brzucha, ale to może przez ten słoni apetyt. I zamiłowanie do suchego.
Ostatnio byłyśmy swiadkiem takiej oto sceny:
Biedy głodny kot od dawna nic nie jadł, z głodu umiera.
Obok biednego, głodnego, z głodu umierającego kota
Stoją miski. Cztery, wszystkie ładne. Dwie metalowe, z czarną gumką od spodu, antypoślizkowe.
I dwie kolorowe plastikowe - jedna zielono, druga niebieska. Co je charakteryzuje?
Wszytskie puste, wyczyszczone do czysta, aż lśnią czystością. I łepek kota wiszący nad nimi. Jeść!
No dobrze - pachnąca, pyszna puszeczka wylądowała w jednej z miseczek.
Radość nieziemska, raniec radości, kotu jeść dali? - gdzie ta. Głośne miau świadczące o dużym oburzeniu.
Mokre? A gdzie suche? Takiż to był głody kot, naprawę z głodu umierający. Dostała potem suche, zjadła kilka ziarenek.
Potem jednoznacznie stwierdziła: wiesz co, chyba jednak nie jestem już głodna.

Mamy z nią niezły uwab - nie da się opisać tego. Ale postaramy się.

Teraz o wizycie u wet. Pani Julia poznała Milenkę, choc widziałą ją tylko raz.
Ślicza jest, powiedziała. I nosek zwrócił jej uwagę.
W uszka zajrzała - ładnie się świerzb leczy. W środku są super.
Na zewnątrz już nie - ranki wokół. Dziś miała taki atak drapania się, więc zaraz po szkole do wetreynarza.
W poniedziałek bardziej szczegółowa wizyta.

Zapoznanie kotek będzie jutro. Dziś się tylko trochę widziały.

I opisu już tu brak...

i tu również - pisać już się nie chce.

Dobranoc!
