Dwie godziny temu dojechaliśmy do Krakowa. Kizio dzielnie przeżył podróż, cały czas był bardzo grzeczny, mimo że zamiast przewidywanych ośmiu godzin spędził w samochodzie jedenaście - staliśmy w korkach. W domu od razu skorzystał z kuwety i próbował witać się i bawić z innymi kotami - jest bardzo przyjazny i jest mu przykro, że nasze koty solidarnie go zbojkotowały. Byliśmy zdziwieni, bo wszystkie nasze koty są kastrowane i sterylizowane, a Kizio nie, więc teoretycznie to on powinien ustawić towarzystwo - a tymczasem jest odwrotnie. Dwa nawet próbowały go pobić, więc zapowiada się, że przez najbliższe dni nie będzie łatwo. Gryzia adoptowana jako ostatnia - to ta koteczka znaleziona w grudniu pod hipermarketem - siedzi teraz w otwartej przenosce Kizia i fuczy na wszystkich. A Kizio po obejrzeniu mieszkania dokładnie się wymył i zwinął się na poduszce obok głowy mojego męża. I śpią sobie teraz zgodnie dwa rudzielce - bo mąż też rudy

.
Jutro o dziesiątej kastracja, bardzo się denerwujemy, choć przeżyliśmy to z rozmaitymi kotami i kotkami wiele razy. Ale to zawsze stres - i dla kota, i dla nas. Trzymajcie kciuki za Kizia.
Ogłoszenia - mieliśmy je zrobić w piątek, nie zdążyliśmy. Jak jutro wrócimy z lecznicy, poproszę męża, żeby pomógł mi je powiesić w sieci.
Szukajcie domku dla Kizia, bardzo go potrzebuje...