Przepraszam za milczenie. Miałam długi pożegnalny tydzień w pracy. Tak to chyba jeszcze nie odchodziłam z roboty. Wszyscy ściskają, sprzątaczki, portierki całują, personel administracyjny i naukowy - żałuje, że to już koniec umowy na zastępstwo i że nie ma nic w zamian, żebym mogła zostać. Wszyscy mówią `do widzenia`, bo jak mówią - nie wierzą, że nie wrócę. No ale niestety, na razie nie ma takiej możliwości.
W związku z tym, że takiej możliwości nie ma, to żeby w innym nastroju obudzić się w poniedziałek, jako bezrobotna - postanowiłam, jak już pisałam - pójść do szkoły.

No i tak oto wczoraj pojechałam i się zapisałam - zostanę technikiem weterynaryjnym.

Dziewczyny z pracy stwierdziły, że wybrałam taką szkołę, żeby się dużo nie uczyć.
Jutro mam pierwsze zajęcia. Od 8.00 do 19.00.

Na szczęście mam duże dziecko, które obiecało mi pomagać. I na szczęście - zajęcia są co dwa tygodnie. Dzięki szkole będę mogła potem szukać pracy np. w przemyśle spożywczym - przetwórstwie mlecznym raczej, bo mięsne to chyba tak nie za bardzo...

No i będę mogła oficjalnie robić zastrzyki.

Nie mogę się doczekać praktyk, zwłaszcza, że gros czasu poświęcone jest dużym zwierzętom.
W domu podopieczni hospicjum mają się całkiem nieźle.
Powód największej troski - Io, Tuiuq, eM.Mi - jakoś się trzymają. Nanina przestała wyć do sufitu, więc mogę się spokojnie wysypiać.
Jak na osobę, która właśnie straciła pracę mam wyjątkowo dobry nastrój.

Będzie ciężko, ale jakoś chyba damy radę.
