» Pon wrz 07, 2009 22:54
Re: MiŁ 2 - Mru odszedł. 7.09.2009. Łatek samotny..
Opowiem Ci moją starą opowieść Wigilijną...
A było to tak:
Obudziło mnie drapanie do drzwi. Nieprzytomna spojrzałam na budzik- 5.30...Boże, to przecież jeszcze noc! Głowa bolała mnie po wczorajszej hucznej imprezce w Klubie Wesołego Renifera.
I znów drapanie, jakby ktoś próbował dostać się do mieszkania...
Z głową wielką jak dynia poczłapałam do przedpokoju. "Kto tam?"- głucha cisza..."Kto tam????"- chrobot za drzwiami, cisza i znów drapanie...
Postanowiłam zaryzykować, raz kozie śmierć. Uzbrojona w kapeć, czyli to, co aktualnie miałam pod ręką- otworzyłam drzwi.
Patrzę spodziewając się zobaczyć kogoś minimum mojego wzrostu- NIC! Duchy, czy co?
Nagle tuż zza moich pleców rozlega się donośne: MIAUUŁŁŁ.....
Oniemiałam - to KOT. Ale co on u diabła robi w moim mieszkaniu? A to bestia, nawet nie zauważyłam, jak smyrnął mi między nogami i wpadł do domu...
Kot był raczej niewielki, typowy burasek... Wyzywająco, lub wyczekująco przeszywał mnie tymi swoimi kocimi oczami na wylot! Na pewno znacie to uczucie, kiedy Wasz kot wpatruje się intensywnie w Wasze oczy...
MIAUUUUŁ- pełne niecierpliwości tym razem sprowadziło mnie z obłoków na ziemię...No tak, marzę, zamiast zająć się czworonożnym gościem...
"Kici kici"- zawołałam- na co KOT rzucił się w moją stronę. Wyhamował tuż przy moich nogach, ostentacyjnie podnosząc ogon do góry i ocierając sie o mnie...
Miauuuł miauuuułł- znowu do mnie zagadał... Zima kocie, pewnie zmarzłeś, głodny jesteś, chodź, przekąsimy coś razem, mnie też się przyda ciepły posiłek...
Ani się obejrzałam, już KOT spał syty na moich kolanach. Wtulony w szlafroczek pomrukiwał cichutko...Zdrzemnęliśmy się nieco....Dziś Wigilia, mogę więc poleniuchować w łóżku nieco dłużej...
Mrrr- dochodzi mnie pełna aprobaty seria mruknięć spod szlafroka...Ehh mały, szczęśliwy futrzaku...
Cały dzień spędziliśmy razem- jedzonko, mleczko, zabawa sznureczkiem, mizianko, wspólne gotowanie w kuchni, znowu jedzonko i sznureczek...
Kiedy zasiadałam do Kolacji Wigilijnej, ON cały czas mi towarzyszył Tylko potem już jakoś tak smutno na mnie patrzył, a oczy miał wielkie, jak spodeczki... Miałam ochotę się w nich zatopić, rozpłynąć...Czułam jak ogarnia mnie uczucie szczęścia i melancholii zarazem. Wtulona w puszyste futerko zasnęłam- ja i KOT.
Kiedy rano się obudziłam- kota przy mnie nie było. "Kici" szukałam, wołałam, gdzie on się podział... Drzwi i okna zamknięte, wyjść nie mógł...Została tylko miseczka i sznureczek, które niedawno należały do KOTA. Zadumałam się nad nimi- czy ON był, czy tylko mi się przyśnił?
W ten jeden Wigilijny Dzionek KOT dał mi tak wiele...A teraz go nie ma, odszedł...Spoglądam tęsknie na ścianę, na której wisi obrazek- Tęcza, piękny ogród, a po tęczy przechadza się KOT...I uśmiecha się do mnie, hen z Tęczowego Mostu....Uśmiecham się także. Będę czekać na Ciebie, KOCIE...Co rok w Wigilię będzie stała w kąciku miseczka i sznureczek, może kiedyś zawita znów w moje progi zbłąkany kot.