Trzymam kciuki za nieustające zdrowie naszej przodującej boidoopki

.
A dziś Gulasz przeżył horror. Otóż siedział sobie spokojnie na balkonie (mniej więcej od lipca przestał się bać tam wychodzić), kiedy nagla powiał wiatr i z piętra wyżej, od sąsiada, spadła na nasz balkon czerwona koszulka

. Spadła tak niefortunnie (dla Gulasza, bo dla sąsiada bardzo fortunnie), że zawisła na haczyku/uchwycie na balkonowe doniczki. Doniczek nie mamy, ale haczyki są, więc koszulka, wisząc, malowniczo powiewała

. Nie wiedziałam o tym wszystkim, dopóki nie usłyszałam dobiegającego z balkonu straszliwego rumoru - to Gulasz uciekał w takiej panice, że dosłownie na oślep, wpadając na wszystko, co się po drodze napatoczyło. Na koniec zdążyłam tylko jeszcze zauważyć maksymalnie najeżony koniec Gulaszowego ogona, znikający za kanapą

.
Poszłam na balkon sprawdzić co się dzieje, zauważyłam koszulkę, domyśliłam się przyczyny całej akcji, po czym koszulkę zdjęłam z haczyka i poszłam do pokoju, trzymając ją w ręku. Pech chciał, że akurat wtedy Gulasz odważył się wyjrzeć zza kanapy... zobaczył w moim ręku czerwoną koszulkę i zwiał z powrotem w tempie super-ekspress

.
Siedzi za kanapą już trzecią godzinę

.
Bigos, oczywiście, w ogóle się nie przestraszył, obserwował tylko z zainteresowaniem dyndającą na haczyku koszulkę
. No, ale Bigos jest normalnym kotem
.