To lubię

. Mają w nosie suche przepisy, że w ośrodkach kotów nie wolno, bo przepisy, bo sos tam. Przygarniaja i kochaja bezdomniaki
W tym roku byłam z rodzinką w styczniu w Zwardoniu. Było bardzo mroźno na dworze (w nocy -20 !!!). Któregoś dnia przyszła do nas mała czarna kulka. Kicia. Daliśmy jesc, wieczorem ... decyzja, bierzemy ja na noc do pokoju, bo inaczej zamarznie. Na łóżku tuliła się do TZ jak swoja, jak wielki miziacz. Byla wychowywana z ludzmi to pewne. A wcinala jedzenie jak smok. Rano TZ ja wypuscil na sioo, gdzies pognala. Co bylo robic, decyzja, ze jak znow przyjdzie, bierzemy do domu. Kilka razy slyszalam jak kichnela. Uprzedzialm wlascicielke ze jest taka kicia, ze marznie, ze zginie, ze glodna, ze .... same wiecie. Powiedziala, że nie damy jej zginąc

na tym sie skonczylo, a Kicia przepadla. Kamien w wode. Kicialismy, wystawialismy miseczke, wygladalismy milion razy w nocy przez okno. nastepnego dnia, w dniu wyjazdu zagailam wlascicielke, ze chyba mala gdziesz uciekla, zgineła, bo jej nie ma i nie ma. A szefowa mi na to, ze mała mieszka u nich, w ciepłej piwnicy. Polazłam zobaczyc, wyszło czarne najedzone zaspane szczescie !!! szefowa zobowiazala sie poszukac jej domu. Wiem, że jeszcze tam wrócimy
