Maleńka wykąpana, wysuszona, napojona i najedzona (mam wrażenie, że Edziulek jakoś nie obraził się, że zjadła mu pasztecik z jego zapasów

), poza tym wyspana na moich kolanach, wygląda na szczęśliwe dziecko
Z operacją jest ten problem, że jeżeli rdzeń przerwany, to na prawdę nie ma sensu, bo wtedy ewentualny sens jest przez pierwsze 48 godzin, potem następują nieodwracalne zmiany i kroić sztuka dla sztuki nikt nie będzie. Mój wet jest chirurgiem, dobrym chirurgiem, ale kręgosłupami szerzej się nie zajmuje (chociaż mojego psa wyciągnął). Wg. niego nie było na zdjęciu jasne, czy rdzeń jest przerwany, dawało mu jakąs nadzieję to, że ma czucie na poziomie kolanek (nie tylko odruchy, ale świadome reakcje bólowe), z tym, że uczciwie mówił, że pewien nie jest. Ten doktor uznał, że przy takim przemieszczeniu rdzeń na 100% jest już zmiażdżony, a wtedy na prawdę operacja sensu nie ma żadnego. Poza tym decydujący wg. niego jest brak czucia w stópkach.
Więc ewentualne konsultacje mogą iść jedynie w kierunku oceny tego, czy rdzeń jest na 100% przerwany.
Mała podróżuje dobrze. Tyle, że załatwia się w kontenerku i trzeba jakoś jej wymieniać podkłady w drodze, a i tak się ubrudzi i taka jedzie. A tak to sporo w drodze spała, a potem zaczęła wyciągać z transporterka łapinki i prowokować mnie do zabawy.
Chwilami czuję się jak matka małego dziecka specjalnej troski
W każdym razie weci są zgodni że mała nie cierpi i o ile nie nasdtąpią tfu tfu jakieś komplikacje, to może żyć szczęśliwie. Pewien niepokój wzbudza ten wypadający odbycik. Można to w razie czego "poprawiać" operacyjnie, ale u niej wiąże się to też z brakiem czucia

. Weci mówią, że pełniejszy obraz będzie gdy miednica się pozrasta.