O tym, jak trafiły nasze koty do nas...

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pon maja 25, 2009 12:53

Moja koteczka Trufla (obecnie 6 miesięcy) miała zostać u nas tylko jedną noc... Była jednym z trzech kociąt urodzonych w mroźną listopadową noc na gołej ziemi pod schodami od klatki schodowej. :cry:
Moja mama wraz z koleżanką zrobiły domek z kartonu, styropianu i kożucha, dokarmiały ich matkę i jednocześnie szukały domków dla kociąt. Ktoś ode mnie z pracy chciał kotka dla swoich dzieci, więc pomyślałam, że zabiorę kociaka wieczorem do domu, a następnego dnia w pracy oddam nowemu właścicielowi. Gdy zabrałam to czarne jak smoła maleństwo do domku ono natychmiast wtuliło się w mojego męża, który złożony przeziębieniem leżał w łóżku. Kotek był bardzo grzeczny, chciał się tylko tulić i tulić... Gdy pomyślałam, że ta koteczka nawet nie wysuwająca pazurków będzie mieszkała z trójką małych dzieci, które pewnie będą ją zamęczać, doszłam do wniosku, że nie mogę jej oddać. Pozostało mi tylko przekonać do tego pomysłu resztę rodziny. Mąż, jak zawsze, powiedział "zrób jak chcesz", córka (21 lat , więc już niegroźna dla małych kotów) bała się o swojego kanarka i twierdziła, że nie lubi kotów (a teraz biega z kotem na rękach po domu i obdziela go całusami) oraz suczkę Lili, która do tej pory miała nas tylko dla siebie. Całe przedsięwzięcie okazało się możliwe i teraz żyjemy sobie zgodnie (tylko kot czasem chce zapolować na kanarka :( ).
Jestem bardzo szczęśliwa, że to maleństwo trafiło do mnie, bo nie miałam wcześniej kota i nie wiedziałam jaka to radość :) (co prawda u mojej mamy od pewnego czasu jest kotka, ale ona tak ucieka, że chce "zgubić nogi" gdy tylko się wejdzie do domu, więc się nie liczy :wink: )

Beasia

 
Posty: 3425
Od: Pt maja 22, 2009 12:05
Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza

Post » Wto cze 16, 2009 20:20

Moje sierście trafiły do mnie z podolsztyńskiej stodoły. Wyglądały paskudnie, ale w ciepełku, przy pełnej misce, odrobinie miłości i głasków oraz wsparciu weta zrobiła się z nich arystokracja.
Jak przypomnę sobie, że Rudzielec przez 2 dni prawie zza kuchenki nie wychodził, trudno mi uwierzyć że to to samo kocię.
Aaaa, koty żeby oryginalnie było, nazywają się Rudy i Łaciata :D

ewik1976

 
Posty: 696
Od: Pt cze 12, 2009 12:59
Lokalizacja: Gdańsk

Post » Pon lip 06, 2009 17:10

W 1996, czyli kiedy moja siostra miała cztery latka, rodzice kupili małego persa (kot perski rudy pręgowany tabby). Co by tu nie mówić - popełnili błąd, bo był on z pseudohodowli, ale wolałabym nie ciągnąć tego tematu. Aktualnie ma 13 lat i świetnie się trzyma. Ale nie o tym mowa. Przez te parę lat po kupieniu Trussi'ego przewinęło się parę kotów, które mama dokarmiała. Ale tak naprawdę wszystko zaczęło się od pewnej szylkretki. Biedna, chora i zmarznięta błąkała się po okolicy. Mamie serce pękało, więc ją przygarnęła. Grzybica i przepuklina (na szczęście niegroźna, weterynarz powiedział, że nie ma potrzeby jej usuwać). Becki została wyleczona. Potem dostała ropomacicza od zastrzyków antykoncepcyjnych. To była mamy pierwsza kotka i taki popełniła błąd. Zamiast od razu ją wysterylizować, chodziła do weterynarza na te właśnie zastrzyki. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Beckuś co prawda nadal ma lekki lęk przed ludźmi (była najprawdopodobniej bita) - nie można przy niej krzyczeć i wykonywać gwałtownych ruchów, ale już jest ok w porównaniu z przeszłością. Ma ok. 8 lat :-). Parę lat później wprowadził się do nas Cyryl - biało-czarny kot. Ta historia jest... no, dosyć oryginalna. Wszedł i nie wyszedł. Prawdopodobnie został wywalony przez poprzednich właścicieli, którzy wyjeżdżali na ferie zimowe. Nigdy nie znaczył terenu, za to wdawał się w bójki i ciągle trzeba było latać do weterynarza (ogon, łapa). Na szczęście po kastracji wszystko się uspokoiło. W zimę uwielbia leżeć na gorącym kaloryferze i na suszarce - taki z niego siedmiolatek :-). Tenże futrzak zwabił Ninę - wtedy małą, może 3, 4 miesięczną kotkę. Takiego dzicza to ja jeszcze nie widziałam... Naprawdę ;). To moja ulubienica. Jest w sumie nienaturalnie mała i chuda, biorąc pod uwagę fakt, ile żre... :)) Jedynie mi daje się brać na ręce i głaskać na dworzu. Z jej przeszłości wiemy tylko tyle, że jej rodzeństwo zginęło pod kołami samochodu... Ma ok. 4 latka. Jakiś rok później przybłąkał się Franek - był przeziębiony. Niestety troszkę za późno został poddany zabiegowi kastracji, dlatego znaczy teren. Co prawda nie śmierdzi to tak bardzo, ale jednak. Najśmieszniejsze jest to, że jest tak straszliwie gruby, że wszyscy myślą, że to kotka w ciąży i go dokarmiają... hihi. Raz baba kłóciła się ze mną o to - nie pomagały argumenty, że to ja jestem jego właścicielką i chyba wiem lepiej ;-)). Jest w wieku Niny.
Taka jest historia moich futerek. :D
Obrazek

Otoshi

 
Posty: 19
Od: Pt paź 24, 2008 18:42

Post » Pon lip 06, 2009 17:33

W kwietniu ub. roku zamieszkałam w Brzesku. Dotąd w domu zawsze były zwierzaki, pełno ludzi, tu dom zamieszkany tylko przez TŻ-a był pusty. Pies nie wchodził w grę - nasza praca to wielogodzinne pobyty poza domem, zwierzak byłby nieszczęśliwy. Padło na kota, ale na zasadzie "kiedyś coś się wykombinuje". "Kiedyś" nadeszło szybko w postaci szwendającej sie po osiedlu ślicznej tricolorki, o której wiedzieliśmy że "znudziła się" poprzednim właścicielom. Ewidentnie była w ciąży i to przeważyło - nie wyobrażałam sobie pozostawienia "ciężarówki" na łasce losu, potrzebowała domu i byliśmy "pod ręką". Tak trafiła do nas Futro. Młoda, śliczna, mądra.
Kłaczek to jedno z trzech kociąt które urodziły się 23.08.08r. z tej ciąży. Dwa pozostałe mają swoje domki, a dziwaczka i to nieco ciapowatego jakoś nikt nie chciał, z resztą uznaliśmy że dwa koty w domu będą się lepiej czuły.
Tyś nim trafił do nas był Ptysiem. Wpadłam na niego na forum, potrzebował natychmiast domu. Zwykły-niezwykły buras o cudownym charakterze, stwierdziłam że rówieśnik to niezły pomysł na towarzystwo dla wiecznie żądnego zabawy Kłaczka. Słodki podlizuch, model zdecydowanie kanapowo-łóżkowy.
Miyuki i Hino to również adopcje Miau. Wpadłam na ich zdjęcia na Puchatkach i dostałam bzika na punkcie Hino, początkowo nie bardzo biorąc pod uwagę podwójne dokocenie. Potem stwierdziłam że skoro wychowały się razem to będzie im raźniej. Kawał roku bo panienki wcale nie są ze sobą zżyte i funkcjonują absolutnie niezależnie od siebie, ale cieszę się że również Miyuki jest z nami bo to wspaniała zołza.
Obrazek

kinga w.

 
Posty: 22593
Od: Sob sty 31, 2009 17:41
Lokalizacja: Keadby

Post » Wto lip 07, 2009 9:06

NIEZŁE HISTORIE...

Jamagda

 
Posty: 206
Od: Wto cze 09, 2009 8:06
Lokalizacja: Wrocław/ pomorze

Post » Czw lip 09, 2009 20:01

BruDera roDzice wzięlI ze WzgLędu na myszy,których mieliśmy dużo w domu. :D było to 3 lata temu;)Był małą śliczną kuleczką :wink: po Prostu sama słodycz;)szybko się zaklimatyzował.

A Misię mamy od grudnia;)
Było to tak:
Rodzice przyjechali z pracy i wpuścili Brudera do domu, a za nim wbiegła malutka kotka;)Sprowadził ją sobie;)Na początku nazywała się Simona, ale zupełnie to do niej nie pasowało;)A teraz jest w ciąży i oczekuję rozkosznych kociąt :)

GiNNy;)

 
Posty: 1
Od: Czw lip 09, 2009 18:48

Post » Czw lip 09, 2009 20:04

GiNNy;) pisze:wpuścili Brudera do domu, a za nim wbiegła malutka kotka;)Sprowadził ją sobie;)Na początku nazywała się Simona, ale zupełnie to do niej nie pasowało;)A teraz jest w ciąży i oczekuję rozkosznych kociąt :)
Ojej..biedna...czemu? :roll: Co zrobisz z kociętami? Jak jej nie wykastrujesz będą co rusz :(
Obrazek Obrazek

shira3

 
Posty: 25005
Od: Śro mar 11, 2009 21:51
Lokalizacja: zachodniopomorskie

Post » Wto lip 21, 2009 9:47

hej :) moja kotka jest już na świecie ale nadal ze swoją mamusią :) w przyszłym tygodniu zabieram ją do swojego domu. Przybędzie do mnie wprost od mojego chrześniaka, więc źródło znane :) to rozkoszny dachowiec. Nie chciałam rasowego kota. Zakochałam się właśnie w niej i myślę że i ona mnie wybrała :)

09kicia09

 
Posty: 7
Od: Wto lip 21, 2009 9:04

Post » Wto lip 21, 2009 11:56

Siśka już przedstawiłam wcześniej. W lutym przygarnęłam kotkę, którą dokarmiałam. Przygarnęłam ... po prostu 1 lutego kotka weszła do auta i już nie wyszła. Kotka spodziewała się maluchów. Gabi była chudziutka, chyba jedynym jej posiłkiem był ten który zawożę kociakom rano. 6 kwietnia urodziła 2 śliczne panienki Duffy i Olę. W ten sposób w moim małym mieszkanku zamieszkały 4 kochane koty
To Gabi
Obrazek
To dziewczynki: Duffy cała czarna i Ola czarno-biała
Obrazek
Tu jesteśmy http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=152188
Człowiek szczęśliwy to nie ten, który wszystko ma, ale ten, który cieszy się wszystkim, co ma.
Gabi 14.07.2016 (*), Duffy 06.04.2009 - 02.11.2020 (*)

bozena640

 
Posty: 28669
Od: Nie sty 11, 2009 17:23

Post » Wto lip 21, 2009 13:04

A ja przywiozłam piękne maleństwo w samochodzie, a konkretnie w silniku! Jak zwykle po pracy jechałam moim samochodzikiem przez ruchliwe centrum, radio grało, klima szumiała. Po kilkunastu kilometrach, po wjechaniu w osiedlowe uliczki usłyszałam miauczenie. Zwolniłam otworzyłam okno i ... miauczenie było głosniejsze. Szybko zjechałam na pobocze, wysiadam, jak wariatka ciciam naokoło samochodu, a ty - miauczy mój silnik. Po otworzeniu klapy ukazał mi sie maciupeńki czarny łabek i wielkie przerażone oczy. I tu zaczęły sie schody - jak wydobyć przerażonego malucha ze szczeliny, w którą nie mieści się moja ręka. Ale udało się!
Była tak zdenerwowana, że ręce mi latały, maluch darł sie teraz w samochodzie, a ja pędem do weta.
Malutka jest cała i zdrowa (nigdzie się nie przypiekła, ani nie poturbowała), miała ok 6 tygodni. W lecznicy dostała na imię Renówka (od samochodu), ale jest takim tulakiem, że wołamy na nią Niutka

czypior

 
Posty: 16
Od: Czw kwi 30, 2009 7:53
Lokalizacja: Białystok

Post » Pt lip 24, 2009 2:12

jak już w jednym z wątków wspomniałam - moja kota jest ze mną od 2 dni i 3 nocy.
było to tak, że moja córuś mnie sobie 'wyśpiewała' [jak ja to nazywam gdyż moja kota śpiewa. zaś moja familia woli określenie - darła mordę na całe osiedle]. siedziała sobie ta kulka pod starym passatem, schowana za przednim prawym kołem, i spod tego zaparkowanego pod blokiem rzęcha dawała czadu. nie tylko ja słyszałam jej 'śpiewanie' ale tylko ja wpadłam na to, żeby ruszyć d*pę na dół i sprawdzić czy zwierzowi nic nie jest. zwierz okazał się najbrudniejszą na świecie trzęsącą się kupką nieszczęścia. po nakarmieniu, napojeniu poszła spać. rano wizyta u weta, sprawdzanie czy toto jest całe i zdrowe [jestem w dalszym ciągu pełna podziwu dla jej stoickiego spokoju podczas czyszczenia zakitowanego ucha i obcinania pazurów. ta najszlachetniejsza chyba z arysKOTratek podczas cięcia przednich łap usiadła dostojnie i jak na szlachtę przystało dumnie wystawiła łapy w stronę plebsu, czekając na manicure ;)].

początkowo miałam jej zapewnić DT ale coś mi mówi, że to T zostanie S...

novacianka

 
Posty: 467
Od: Pt lip 24, 2009 0:13
Lokalizacja: Warszawa

Post » Śro lip 29, 2009 23:12

Znalazłam Kicię w dzień kiedy miało mnie nie być w Warszawie, po jednej z gwałtownych ulew, które przechodziły nad stolicą. Wracałam z pracy i byłam już przy moim bloku, gdy jakimś cudem przyuważyłam małą, białą kulkę przy murze. Zawahałam się czy ją wziąć - może kocica będzie jej szukała, a gdy ją wezmę, to kocica już ją odrzuci. Kulka trzęsła się i ledwo trzymała się na łapkach. Zabrałam, owinęłam w mieszkaniu w ręcznik. Nie wiedziałam co z nią zrobić, bo nie miałam nigdy żadnego zwierzaka. Na jednym oczku coś jej się przykleiło. Wyszukałam szybko adresy lecznic 24h i pojechałam. Diagnoza - koci wirus, gałki oczne już zmienione. Przez tydzień dostawała antybiotyk. Potem konsultacja okulisty. Była szansa na uratowanie gałek ocznych, ale wzroku nie. Ostatecznie weszły zakażenia bakteryjne na wszystkie warstwy oczu i trzeba było gałki usunąć. Kicia jest już tydzień po zabiegu, świetnie sobie radzi, bo praktycznie od urodzenia nie widziała. Nadrabia słuchem, czuciem i węchem. Szaleje jak każdy inny kot (tak przypuszczam), skacze jak żaba, drapie co tylko możliwe do podrapania, wspina się na łóżka - no może nie skacze na stół, bo go nie widzi i niestety uderza główką w różne przeszkody, czasami z impetem wpada w nogi od stołu, krzeseł, we framugę drzwi, w ścianę.
Muszę, przyznać, że zdecydowałam się ją zostawić u siebie, dlatego że jest ślepa. Gdyby widziała i byłaby zdrowym kociakiem poszukałabym dla niej opiekunów. A tak stwierdziłam, że ślepego kotka nikt nie będzie chciał zaadoptować. No i jest ze mną.

biedronkas

 
Posty: 21
Od: Śro lip 29, 2009 22:45
Lokalizacja: Warszawa

Post » Sob sie 01, 2009 19:15

Otis znaleziony przez nas w komórce w starej kamienicy. Wcale nie mieliśmy w planach mieć kota ani żadnego zwierza. Chyba, że w kategorii "może kiedyś". Zaczarował nas pięknymi oczkami i wciąż czaruje.

Nila to efekt forumowej edukacji początkujących kociarzy... Wszyscy piszą, że lepiej mieć dwa koty... i tak ze Świnoujścia do nas przyjechała ślicznotka od moniki74.

Teraz nie wyobrażamy sobie życia bez nich :love:

Zapraszam do wątku futrzastych
wystarczy kliknąć zdjęcie w podpisie
=========================
Obrazek
=========================
http://www.allegro.pl/item924254167_dla ... haryt.html

Otiskowa Mama

 
Posty: 885
Od: Nie cze 07, 2009 14:11
Lokalizacja: WROCŁAW

Post » Nie sie 23, 2009 10:28

Do mnie moja Tosia przyjedzie dziś. To mieszaniec, mama to korat, a ojciec ajkis dachowiec. Kolezanka nie zdazyal wysterylizowac swojej kotki, i takie skutki, na szczescie wszystkie kocieta znalazly domki. Szkoda tylko, ze koteczka bedzie musiala siedziec sama w domku, ale niestety, nie moge wziac urlopu. Niewykluczone jednak, ze za jakis czas zdecydujemy sie tez na drugiego kotka, bo mojego juz kusi :)

edycja
no i w końcu mamy dwa kotki z tego samego miotu-koteczkę (jednak ma na imie Zuzia) i kocurka o imieniu Beria zdrobniale Beruś ;). Mam a nimi mnostwo radości, są kochane, odwazne i rozpiera je energia. Bardzo ladnie zaklimatyzowaly sie w moim domu.

ovejita

 
Posty: 18
Od: Sob sie 22, 2009 20:22

Post » Wto wrz 15, 2009 9:07 Re: O tym, jak trafiły nasze koty do nas...

Fajny wątek, dopiszę się chociaż historie moich kotów są raczej banalne ...

Psotka (ruda na fotce w opisie) była kotem zaplanowanym i przemyślanym. Znajoma znajomej ;) miała kociaki na wydaniu, wtedy dwumiesięczne. Cztery czarne kocurki i ruda koteczka. Zdecydowaliśmy się na kotkę i pojechaliśmy. Zastaliśmy cały zwierzyniec, dwa psy, ze trzy dorosłe koty i pięć maluszków. Ruda była o połowę mniejsza od swoich braci. Bardzo płakała jak ją wieźliśmy, potem nieprzespana noc z płaczącym kotem leżącym na szyi, ale już kolejna była spokojna. Kociak był odrobaczony, nie wyglądał na chorego, ale nie chciał jeść - mokre dla kociąt, suche, śmietanka, gerberki, jedzenie ze stołu - nic, a właściciele mówili, że kotki już normalnie jedzą. No to weterynarz, ja się wtedy na kotach szczególnie nie znałam, ale dziwna wydawała mi się taka różnica w wielkości rodzeństwa, okazało się, że słusznie. Mała była niedożywiona, za mała jak na 2-mies kocię (podobno wyglądała jak 2-3 tygodniowe :? ), niedorozwój mięśni. Dostała porządną dawkę zastrzyków na wzmocnienie i dietę (gotowane skrzydełka w formie papki z gotowaną marchewką itp.) przez ok 3 miesiące. Kicia podrosła, ładnie się rozwinęła, ale pozostała bardzo drobna i niewielka, wybredna w jedzeniu i chuda niczym szkielecik. Ale jest przekochanym kotem po podłodze poruszającym się tylko gdy jest to absolutnie niezbędne bo nie da się przeskoczyć górą ;) Żadne wysokości jej nie straszne :) Teraz ma już 10 lat i jest stateczną kocią damą, kotem totalnie kolankowym i miziastym, ale tylko na własne życzenie.

Skierka (bura na fotce w opisie) została rok temu znaleziona przez znajomych. Została wyrzucona na balkon jakiegoś pustostanu, z którego nie miała jak wyjść (szczebelki były czymś szczelnie zastawione), ktoś wrzucił tam ok 2-mies kociaka bo nie było jak tam wejść :evil: Pani, która znalazła maluszka nie mogła go zatrzymać ze względu na szynszyla i dwa psy, z czego jeden ciężko chory, dostawał szału na widok kota, dwa dni przesiedział zamknięty w łazience bo pani szukała domku nie chcąc odwozić malucha do schroniska. No i tak wiadomość dotarła do nas, nie zastanawialiśmy się długo, zważywszy na wiszącą nad kociakiem groźbę schroniska, pani nie mogła dłużej stresować cieżko chorego psa. I tak trafiła do nas Skierka. Na szczęście była zdrowa, tylko troszkę niedożywiona. Teraz ma już rok i jest moim drugim przekochanym skarbem, niesamowicie mruczącym najpiękniejsze kołysanki, na kolana nie przychodzi z własnej inicjatywy, ale zawsze śpi w łóżku przytulona do mnie lub ślubnego :) a jej ulubiona zabawa polega na rzucaniu kłębka włóczki, który przynosi w zębach, wyciąga spod łóżka jak wpadnie - no normalnie aportuje jak pies :ryk:
Obrazek Obrazek
W sprawie banerków proszę o pw Obrazek

panikota

 
Posty: 3972
Od: Czw wrz 10, 2009 7:02
Lokalizacja: Kraków

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Rudolfa i 35 gości