To było tak: Poszłam wyrzucić śmieci, wychodzę z domu: KOT! Kot siedział na klatce. Czarny, z białym krawatem i skarpetkami. Normalnie mnie zatkało jak niewiem Wyrzuciłam te śmieci najszybciej jak mogłam, wzięłam tego kicia, ZUPEŁNIE oswojony, błyszczący, zadbany, widać, że czyjś. Śliczności, dość młody, z żółtymi oczkami:) Wzięłam go do domu, zamknęłam w łazience bo Misia chciała mu oczka wydrapać Podzwoniłam po koleżankach czy nie wiedzą czyj to kot, a gdy uslyszalam ze nie wiedza to zaczelam z kiciem chodzic po pietrach i pytac. Zagadalam sie z jakas przemila pania pietro nizej, ktora ma pieska i kotka, powiedziala ze to moze byc kotek sasiadow z mojego pietra, bo widziala taki lepek na balkonie. No dobra, ide szukac dalej. Na siodmym pietrze zagadalam sie z druga pania, rowniez posiadajaca kotka i pieska, nakarmila kicia (z reki!) rybą, no i powiedziala ze to faktycznie moze byc tych sasiadow z gory. No to dzwonie.. Ale nikogo nie bylo. Sasiadka powiedziala ze oni pozno wracaja :/ Nastepnie 3 (slownie: trzy) godziny siedzialam z kotem na korytarzu mojego bloku i czekalam na sasiadow.. Ale nie przychodzili :/ Trzecia godzine myslalam ze zdechne.. Juz mi bylo glodno, zimno, pic mi sie chcialo i w ogole, ale przynioslam sobie ksiazke, usiadlam na wycieraczce i nastepna godzine siedzialam.. Byla rowniez mala przerwa, kiedy tata pojechal po border (mielismy do dzisiaj remont duzego pokoju) wzielam kita do domu, i najpierw byla 'kulturalna' rozmowa dwoch panienek kocich, ale potem juz Miska po prostu obserwowala co sie dalej stanie. Natomiast czarny diabel zwiedzal uporczywie dom, jakby to byl jego- zreszta do kazdego sie pchał
Mama powiedziala jednak ze koto na pewno nie zostanie u nas, bo po pierwsze na pewno jest czyjs, po drugie nie moglby byc na pokojach bo moi rodzice zrobili nowa tapete w salonie i teraz maja fisia na punkcie zeby nikt jej nie uszczknął, po trzecie tata sie nie zgodzi, a po czwarte bysmy mieli rzeznie w lazience bo koto sie darl:P No nic to.. (mam nadzieje ze jak kiedys znalazlabym malego kicia to bysmy go wzieli;) moi rodzice jednak nie lubia podejmowac decyzji tak szybko:( ).. zamknelam wszystkie drzwi zeby kot zostal na korytarzu, wywiesilam ogloszenie na dole, zrobilam kotu poslanko na korytarzu (mamy taki składzik mebli sasiadow na koncu ) i poszlam do domku.. Dzwonilam jeszcze kilka razy do sasiadow ale nikogo nie bylo:(
Rano jak wyszlam do szkoly to juz kota nie bylo, a drzwi byly otwarte. Troche sie zaniepokoilam.. Ale wrocilam ze szkoly, a mama mowi: 'zobacz, na dole wisi ogloszenie o tym kocie!' ja biegne na dol i faktycznie! jakas babka z piatego pietra go przygarnela i 'prosi o szybki odbior'. Biegne na 5 pietro i patrze: to ta mila mloda pani z psem i kotem:) Ale sie ucieszylam! Ona na pewno go nie wyrzuci
Ehhh ale mialam przygode
