Majencjo kocham cię!
Pół nocy z nerwów nie spałam. Wiem, że jestem histeryczka, wiem, że stare kociary spotykały sie z tym nie raz i wszystkie żyją, ale ja widziałam coś takiego po raz pierwszy i musze przyznać, że mną wstrząsnęło bardzo dokładnie.

Mam nadzieję, że mi przejdzie, ale prawdę mówiąc nieco sie brzydzę dotykać teraz Pimpka

Wiem, że to nie jego wina, wiem, że to się da wyleczyć, oczywiście będziemy go leczyć, ale na razie mam straszne opory, żeby go przytulać

Niech mi przejdzie jak najszybciej, bo on straszny miziak jest i cały czas na mnie próbuje włazić, a ja musze stoczyć sama ze sobą walkę, żeby go pogłaskać, bo ciagle mam przez oczyma to wijące sie paskudztwo. Fakt, że Pompon i Frędzel prawdopodobnie też już to złapali jakoś do mnie nie dociera i nie mam przy nich takich oporów. Gdyby nie to, że muszę czekać w domu, aż mi przywiozą zakupioną w piątek zmywarkę, to już bym chyba stała pod weterynarzem. Źle się z tym wszystkim czuję. Wiem, to głupie, ale przez te robale nie czuje sie komfortowo i bezpiecznie we własnym domu, a takie poczucie bezpieczeństwa, że mam w domu czysto, że robie co mogę, żebyśmy byli zdrowi wszyscy, że bez względu na szalejące na zewnątrz wirusy i inne świństwa, tu mamy taki nasz azyl - zawsze było dla mnie bardzo ważne. Wiem, że to było złudne poczucie bezpieczeństwa, ale jednak... Teraz nie mam nawet tego złudnego poczucia

Wiem, wiem, robię tragedię z drobiazgu... ale dla mnie to jest naprawde szok, bardzo jestem z tego powodu nieszczęsliwa, a komu mam się zwierzyć, jak nie wam?
A, i żeby była jasność - tak się tylko wypłakuję - nie zamierzam oddawać Pimpusia do schronu, gdyby ktoś miał jakies wątpliwości

Po prostu musze odreagować swój "pierwszy raz" (i mam nadzieje, że ostatni.)
