Ruach pisze:człowiek go skrzywdził, bardzo...
ale: czlowiek utulił go i ukochał, bardzo........
Kiedy to czytam jak żywego widzę kotka, który trafił na moje podwórko. Wychodziłam na autobus, a on (aż dziw, ze nie uciekał) Mówię kotom "Krzyyyy" - bo wiele kotów od sąsiadów się pląta do mojej kićki, (miała właśnie swoje 4 dzidziusie

). Uciekają na moje "Krzyyyy". On nie uciekał, tylko podchodził do mnie. Ponieważ szary dzień był , a ja nie najlepiej widzę pozwoliłam mu się zbliżyć i przypatrzyłam się mu, a to białe, szare z brudu i krwi, a chudziutkie takie, siedem nieszczęść. Córka jeszcze mieszkała ze mną (niesamowita wielbicielka zwierzątek) szybko pokazałam jej kotka i poszłam na autobus. Do mojego powrotu, córka już zdążyła taksówką obrócić do weta i z powrotem. Już był wykąpany i z pchieł wyczyszczony. - Śliczny białasek był.
Wydawało się, że miał rany od pogryzienia przez pchły, lecz gdy na drugi dzień znów córka pojechała z nim do veta, (długo jej nie było w Polsce, więc nie znała dobrego veta)
okazało się że był naszpikowany śrutem. - Jak tak można! Rozumiałabym, kotek się zgubił, błąkał, głodował, ale coś takiego...
Byłam zszokowana. Głodny był i chciał jeść, ale nie mógł. Pięć dni codziennego jeżdżenia do weta, pięć dni i nocy nieprzespanych, pięć dni męki kotka. Ostatnia noc jego agonii, nie mogłam patrzeć, serce się krajało. Z trudem namówiłam córkę by jechała z nim jeszcze raz do weta - niech mu pomoże, albo skróci cierpienie Pojechała, ale tylko w nadziei, że jeszcze można go uratować. - był tak naszpikowany śrutem że trza by go calusiego ciąć by oczyścić. Córka z płaczem prosiła wetkę by go ratował/a - nie mogła się pogodzić z jego odejściem. Wetka kazała jej przyjść za dwie godziny, mówił/a że poobserwuje i zobaczy, jak można mu pomóc. Gdy córka wróciła białasek już nie żył, czy sam zmarł jak mówiła wetka, czy też pomogła mu odejść a kazała córce wrócić za dwie godziny, by nie widziała, bo na same jej łzy chciało się płakać (ona tak żałośnie płacze nad cierpieniem zwierzątek) - nie dowiemy się. Ale ja uważam, że kotek wcześniej powinien mieć skrócone cierpienie jeżeli nic innego nie można było zrobić.
Nigdy nie zrozumiem jak człowiek może tyle cierpienia zadać zwierzaczkowi.
A ja sama nauczyłam się
nie mówić kotkom "Krzyyy", tylko najpierw dobrze im się przypatrzeć. Nie wiadomo jakie czworonożne nieszczęście szuka pomocy. A jedzenie zawsze wystawiam dla kotków, co by zabłąkany kotek z głodu nie musiał podchodzić do złych ludzi.