Persio Rysio [*] - przegrał walkę...

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Nie sie 16, 2009 14:47

:crying:
Serniczek
 

Post » Nie sie 16, 2009 16:08

:cry: :cry: :cry:
Dziękuję za tą informację i za wszystko co dla Rysia zrobiłyście.

estre

 
Posty: 14776
Od: Pon sty 07, 2008 17:05
Lokalizacja: Katowice

Post » Nie sie 16, 2009 16:20

Ruach pisze:człowiek go skrzywdził, bardzo...

ale: czlowiek utulił go i ukochał, bardzo........

Kiedy to czytam jak żywego widzę kotka, który trafił na moje podwórko. Wychodziłam na autobus, a on (aż dziw, ze nie uciekał) Mówię kotom "Krzyyyy" - bo wiele kotów od sąsiadów się pląta do mojej kićki, (miała właśnie swoje 4 dzidziusie :) ). Uciekają na moje "Krzyyyy". On nie uciekał, tylko podchodził do mnie. Ponieważ szary dzień był , a ja nie najlepiej widzę pozwoliłam mu się zbliżyć i przypatrzyłam się mu, a to białe, szare z brudu i krwi, a chudziutkie takie, siedem nieszczęść. Córka jeszcze mieszkała ze mną (niesamowita wielbicielka zwierzątek) szybko pokazałam jej kotka i poszłam na autobus. Do mojego powrotu, córka już zdążyła taksówką obrócić do weta i z powrotem. Już był wykąpany i z pchieł wyczyszczony. - Śliczny białasek był.

Wydawało się, że miał rany od pogryzienia przez pchły, lecz gdy na drugi dzień znów córka pojechała z nim do veta, (długo jej nie było w Polsce, więc nie znała dobrego veta) okazało się że był naszpikowany śrutem. - Jak tak można! Rozumiałabym, kotek się zgubił, błąkał, głodował, ale coś takiego... Byłam zszokowana. Głodny był i chciał jeść, ale nie mógł. Pięć dni codziennego jeżdżenia do weta, pięć dni i nocy nieprzespanych, pięć dni męki kotka. Ostatnia noc jego agonii, nie mogłam patrzeć, serce się krajało. Z trudem namówiłam córkę by jechała z nim jeszcze raz do weta - niech mu pomoże, albo skróci cierpienie Pojechała, ale tylko w nadziei, że jeszcze można go uratować. - był tak naszpikowany śrutem że trza by go calusiego ciąć by oczyścić. Córka z płaczem prosiła wetkę by go ratował/a - nie mogła się pogodzić z jego odejściem. Wetka kazała jej przyjść za dwie godziny, mówił/a że poobserwuje i zobaczy, jak można mu pomóc. Gdy córka wróciła białasek już nie żył, czy sam zmarł jak mówiła wetka, czy też pomogła mu odejść a kazała córce wrócić za dwie godziny, by nie widziała, bo na same jej łzy chciało się płakać (ona tak żałośnie płacze nad cierpieniem zwierzątek) - nie dowiemy się. Ale ja uważam, że kotek wcześniej powinien mieć skrócone cierpienie jeżeli nic innego nie można było zrobić.

Nigdy nie zrozumiem jak człowiek może tyle cierpienia zadać zwierzaczkowi.
A ja sama nauczyłam się nie mówić kotkom "Krzyyy", tylko najpierw dobrze im się przypatrzeć. Nie wiadomo jakie czworonożne nieszczęście szuka pomocy. A jedzenie zawsze wystawiam dla kotków, co by zabłąkany kotek z głodu nie musiał podchodzić do złych ludzi.
Pozdrawiam - Preska
Atopia u kotów

preska

 
Posty: 5
Od: Nie sie 16, 2009 14:35

Post » Sob sie 22, 2009 11:52

Oj nie tak miało być
Zupełnie NIE TAK...

egwusia

Avatar użytkownika
 
Posty: 5012
Od: Pt paź 10, 2008 15:17
Lokalizacja: Chojnice

[poprzednia]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: elmas, Google [Bot], niafallaniaf, puszatek, quantumix i 108 gości