Witam Serdecznie Dziewczyny.Sprawy nie wyglądaja dobrze. Maluszki mają totalny czarnoziem w uszkach. Zużyłam wczoraj ponad pol opakowania patyczków.Wcześniejszy początek leczenia, koncówką maści która miałam niewiele pomógł i w takiej sytuacji nie wiem jak długo potrwa, zanim uda mi sie coś z tymi uszkami zrobić.Dodatkowo jeden z kociaczkow Lucynki, wczoraj rozdrapał sobie po wszystkim uszko do krwi i dziś zakroplić juz nie moge.Musze odszukać na działce, te krople po Zuzi, robione na zamowienie. To drogie ale dobre krople i tylko takie moge zastosować przy tak podrażnionym uszku.Lucynka uszka ma niestety identyczne i pewnie Maluszki zaraziły sie od kici juz na samym początku.Tak czy inaczej, wracam padnięta i jeszcze muszę walczyc do upadłego z uszkami.Dziś miałam bardzo przykry dzień. Oprócz tego ze mam prawie 100 % pewnosc ze to jednak Martin nie zyje, dzis sciagalam z ulicy poł kociego ciałka. Bo tyle tylko zostało. Zginał kolejny kot z terenu opuszczonych działek.Prawdopodobnie stało sie to w nocy lub nad ranem. Domyslam sie ze to Kuśtyczek, szary kocurek, któremu ktoś kiedys zrobił na działkach straszna krzywde, obcinajac kawałek przedniej łapki. Kociak w jednej łapce nie miał wcale prawie opuszków, przez co mocno utykał i ta łapka zawsze była lekko uniesiona do przodu. Bardzo rzadko na nia stawał i widac wtedy było ze jest to dla niego duzy dyskomfort. Po futerku niestety mam wrazenie ze to on. Jednak ciałko było tak zmasakrowane przez jeżdzące samochody i leżało w tym upale na ulicy kilkanaście godzin, ze nie mogłam ustalic czy jest brak tych opuszkow czy nie.W tym miejscu jest tylko jeden taki kotek. Reszta to krówki i murzynki. Taki był tylko jeden, choć miałam wrażenie ze Kuśtyczek miał odrobine ciemniejsze futerko. Nie zmienia to faktu ze dzis go nie było.Wczoraj był, zjadł.Wiec jeśli to on, to musiało mu sie to przytrafić tak jak pisałam noca lub nad ranem, bo był zbyt ostrozny zeby wyjsc na ulice w ciagu dnia prosto pod pędzące samochody. To jest trasa szybkiego ruchu i takie zachowanie u niego jest raczej wykluczone.To madry, rozważny i ostrożny kot. Jeśli stało sie cos takiego, to powodem tego mogłabyć jakaś sprzeczka miedzy kocurami.Raczej nic innego.Cały czas się łudzę ze jutro przyjdzie. Bardzo bym chciała.To taki biedny pokrzywdzony kociak.Tak zawsze radosnie kuśtykał na mój widok....Nigdy nie pozwolil sie zbliżyć czy pogłaskać, ale zawsze jadł z takim smakiem, spogladajac na mnie z zadowoleniem.To chyba jakis czarny rok dla mnie.Zawsze są jakieś klopoty, zmartwienia, brak kasy na kocie potrzeby.Ale w tym roku to juz jak dla mnie prawdziwa przesada.A niestety mam obawy przypuszczać ze to jeszcze nie koniec, bo widzę co sie dzieje.Miałam plany, odpocząć troche latem, sił na zimę nabrac. Porobic remonty budek, przygotować wszystko przed zima. No i spadło na mnie wszystko naraz.A sprawa opuszczonych działek, to juz przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Na działce jestem tylko noca i zapomniałam jak ona wygląda.Ze mozna tam sobie posiedzieć, zrobić grilla, odpocząć.Pobujać sie na huśtawce. Pogadać z kociakami...Zadnych kwiatów w tym roku nie wysiałam, a zawsze miałam ich mnostwo.Co rok z rzędu przez trzy lata, moja działka była na czele alejki i zawsze dostawałam najwyższa ilosć punktów za roślinnosc i utrzymanie czystosci. Teraz trawa znow po kolana, bo jak Maż wraca na dwa dni, to zawsze jest tyle zaległych spraw, z którymi sama sobie nie poradzę, ze nie wiadomo w co rece włozyc.Na domiar złego mam takie jakieś dziwne przeczucie ze ze sprawa kocich budek też zostane sama. Mam takie wrazenie po tych ostatnich sporach na wątku. Rozmawiałam o tym z Mężem.Maż przeczytał te wszystkie posty, zreszta często czyta wątek jak jest w domu i doszlismy do wniosku ze nie mozna więcej pozwolic na wątku na tego typu sytuacje. To jest niedopuszczalne zeby wejsć ot tak w czyjeś zycie, wytrzeć nogi i wyjsć.Bardzo to zabolało Mojego Meża, bo jakby nie patrzec to On głownie od lat sponsorował i sponsoruje do tej pory wiele kocich wydatkow. Bardzo też zabolała go sprawa Maleństwa vel Nietoperka.To głownie Maz jeżdził z nia do Weta, budził mnie trzy razy w nocy zeby nakarmić Malutka, bo jeszcze sama nie jadła.To była malutka kuleczka. Miała dwa tygodnie a nie trzy tak jak pisałam. Oboje bardzo przeżyliśmy ta strate.Na przyszłosć będe takie posty ignorować a nawet biorę pod uwagę prośbę do Moderatora o usuniecie ich z mojego watku. To jest wątek koci i wszyscy jemu przyjażni starają sie, aby kociaki z głodu i chorób nie umierały.Aby miały ciut odrobinę lepiej, niz tysiace innych, zapomnianych, niezauważonych przez nikogo.Nastepna sprawa to Boguś. Ma potworną rane przy ogonie. Ropa sie leje. Nie wiem pies, jakis wrzód pekł. Miał kleszcza?Niewiem. Nie pozwala mi podejsć. Syczy, fuczy.Podałam dziś lek w jedzeniu, ale nie mam pewnosci czy zjadł. Znów schudł.Niedobrze oj niedobrze.W krzakach w pobliżu mojego domu, tam gdzie karmie Patryka mam umierajacego w krzaczkach Maluszka. Muchy juz na nim siadaja.Kociak prawie nie je od tygodnia, coś dziubnie i tylko pije.Odwodniony, kosteczki wystaja a ja sie boje go zabrać bo nie wiem co mu jest.Dzis wziełam rekawiczki i mu te jaja much z futra wycinałam. Sama nie wiem po co?Moze zeby go nie zjadały zywcem?Wieczorem byłam tam drugi raz.Chciałam mu klatke na ogrodzie rozstawic zeby jakos umarł z godnoscia nie było go. Niewiem moze juz odszedł.Tyle ostatnio tych ataków było na moja osobe ze teraz juz sama nie wiem co mam robic?Wczesniej miałam ratować. Potem okazało sie, ze to zle ze ratuję?Matko jedyna .....Dziewczyny jestem zmęczona. Normalnie. Zmeczona tymi działkami, tym co sie dzieje.I co sie będzie dziać. Tym ze nie mam kiedy sie porzadnie wyspać, odpocząć i normalnie zjeść.Za duzo sie ostatnio dzieje. Za duzo mnie to zdrowia nerwów kosztuje. Na dodatek od dwóch dni nie ma Rozalki. Ostatnio troszke podziubała, była jakaś ciepla. Chciałam ja zabrać nastepnego dnia.Wziełam transporterek. Nie przyszła. dzis też jej nie było.....Niewiem czy ją jeszcze zobaczę.Każda strata tak mnie boli.Kiedy jakis kot przestaje na mnie czekać....Przestaje wybiegać na spotkanie....Jest mi tak cieżko. Nadal mysle o Foreście.O biednym starym Foreście. Dlaczego mi nie zaufał wcześniej?Tak wiele kotów mi zaufało. Kotki z opuszczonych działek po krótkim czasie podchodzily, pozwalały się niektóre pogłasać....Moja Brygida nie chce już siedzieć w domu.Jest chora i chyba czuje ze to juz niewiele zycia jej zostało. Kiedyś była kotka wychodzaca. Teraz dostaje leki i cały dzień spedza siedzac na podwórku, bo tam choć troche podziubie jedzenia. W domu nie chce mi juz jeść.Murzynek zanim odszedł też tak plakał na dwór...też chciał isć... Nie wiem gdzie i po co? Moze szukał spokoju?Matko Dziewczyny normalnie jest mi tak cholernie cieżko jak niewiem co.Takie miałam fajne plany na ten rok. Tak wszystko chciałam dobrze zorganizować przed kolejna cieżką zima.Boje sie tych przenosin na działke. Czy koty sobie poradzą? Czy nie odejda? Nie zaczna błądzic?Jak ten sprzęt do nas wjedzie a ja bede patrzec jak altanka po altance tonie w gruzach, jak kolejne kocie schronienia ida w drobny mak to mnie szlag chyba trafi. Bede stała i wyła chyba. Niewiem. Dobrze ze choć Ci Pracownicy to tacy fajni ludzie.Pogadać mozna, uwage zwrócą nie szlają tymi maszynami okrutnie. Pan Rajmund to mi nawet obiecał że drzewa mi przywiezie pocietego dopalenia w piecu. To taki dobry człowiek. Ma podejscie i do Ludzi i zwierząt. Kiedyś miał persa, ale juz Wam to chyba pisałam?Muszę pomyśleć o zimie, wiec chociaż troche tego drzewa tyle ile da rade poproszę to mi podrzuci samochodem.Będe mieć chyba tylko wyrzuty sumienia jak sobie pomysle ze pale w piecu kocimi schronieniami?Przepraszam Was Dziewczyny ale musiałam sie komus wyzalic.Przepraszam. Dobrej nocy Wam zyczę
