Glusie wydostały się z klatki (przez moją nieuwagę) i od kilku dni demolują mi łazienkę. Kubuś jest bardzo żywy, wygląda zdrowo, Guś jest bardziej powolny, mniej się bawi, a przede wszystkim nadal sie boi i nie chce być brany na ręce. Lepiej znosi głaskanie, ale też nie lubi. Ze względu na Maksia nie wypuszczam Glusiów z łazienki, może to i dobrze, bo mam ciągle dostęp do Gusia i mogę próbować go dotykac. W mieszkaniu Guś zaszyłby się w jakiś kąt i już bym go nawet nie dotknęła.
Guś był u Ani CC i jest podejrzany o wadę serducha. Ania stwierdzila zbyt napięty brzuszek - może z przejedzenia, więc kazała Gusia odchudzić. W przyszłym tygodniu ma się Guś pokazać na kontroli.
W sprawie adopcji Maksia i Kubusia nikt nie dzwoni. Marzy mi się, żeby ktoś zabrał Maksia, bo mogłabym wypuścić Glusie z łazienki i trochę tam sprzatnąć.
Maksio jest kwintesencją kotowatosci, nie boi się obcych, daje im się brać na ręce, jest łaskawy i pogodny. Ale tyje mi w oczach, ma już zaokrąglone boczki i za chwilę nikt go nie weźmie, bo będzie za gruby.
A on nadal domaga się jedzenia, wrzeszczy na mnie, płacze żałosnie - staram się nie reagować, ale to trudne. poza tym maksio pojada po moich rezydentkach, więc o utrzymaniu linii nie ma mowy
