No i wreszcie się udało.

Choć już myślałam, że pocałujemy klamkę, bo kierownictwa nie było na miejscu, a pracownik schroniska miał zakaz wpuszczania kogokolwiek z powodu kaszlu kenelowego. Na szczęście dał się ubłagać.
Skosiliśmy oba wybiegi, powyrywaliśmy zielsko - może trochę za dużo zostało wykoszone, bo zanim się zorientowałam, Tomek (narzeczony siostry) obleciał już większość terenu z podkaszarką. Ale moim zdaniem wybiegi wyglądają o niebo lepiej. Niestety, mieliśmy mało czasu, bo Tomek musiał jechać do domu, więc niewiele poświęciliśmy uwagi kotom.

Wygłaskaliśmy tylko Żbika i Majora, reszta się pochowała skutecznie, większości w ogóle nie widziałam, w tym Kawka. Major całkowicie olał podkaszarkę i przechadzał się po wybiegu, jakby nigdy nic. Do Regisa nie zdążyliśmy już wejść. Kociaki z izolatek są przemiłe, zwłaszcza dziewczynka (?) burasia-marmureczka z pudełka - całkowicie domowe kocię, spragnione kontaktu z człowiekiem. Śliczna i wyglądająca na zupełnie zdrową i zadbaną. Trzeba będzie szybko ogłaszać, niestety nie miałam nawet aparatu.