Ech, za długo był spokój...... ;(
Chwilę przed budzikiem obudził mnie wrzask kota... otworzyłam oczy i widzę ganiającego kota - leciał jak oparzony, doleciał do okna, zawrócił, poleciał do przedpokoju, w międzyczasie wstałam i próbowałam sprawdzić co się stało... pierwsza myśl - wrzątek (jakoś nie pomyślałam, że moja mama też jeszcze śpi, więc odpada...)/coś ostrego (co? przecież nic nie zostawiam...) /jakiś owad go użądlił? (na X piętrze...?)/ coś innego?
Uciekał do przedpokoju, w między czasie obudziła się moja mama (to był straszny wrzask...)
Mama złapała go w kuwecie, wrzeszczał, gryzł i drapał, wzięłam go na ręce, trochę się uspokoił (tzn nie gryzł i nie drapał, tylko wtulił się we mnie i płakał...)
Po bardzo wstępnych oględzinach (zewnętrznych ran, śladów, itp nie stwierdzono), gdy kociątko zaczęło oddychać spokojnie, bicie serca się trochę uspokoiło położyłam go z kolan na podłogę - przeszedł do drapaka, ale ewidentnie boli go łapka... wszedł na chwilę do budki, jak chciał wyjść, to przełożyłam go na dywan (to pół metra nad ziemią...), zrobił łyk wody i zaczął szukać jedzenia... zjadł trochę wołowiny (wiem, nie powinnam mu dawać, bo jeśli będzie trzeba go znieczulić..

ale...

)
Potem wylądował w transporterze, i jak dotąd tam siedzi...
Jak się rusza, to zaczyna płakać, widać, że go to boli
To tylna łapka... mam nadzieję, że
tylko łapka....
Nie wiem, co się stało, z naszych przypuszczeń gdzieś się bili (Beeju ok, bardzo wystraszony, ale cały i zdrowy.... Natalia chyba nie brała udziału, bo sprawiała wrażenie jakby nie wiedziała, co się działo...)
i najprawdopodobniej
ta oferma Guree jest ponoć bardzo podobny do mnie, patrząc na moje maksymalnie posiniaczone nogi, tzn więcej sinego niż nie... i listę moich urazów... i fakt, że swego czasu na urazówce byłam rozpoznawalna.....dochodzę do wniosku, że może to być prawda... skądś spadła... (ale nie jestem w stanie powiedzieć, skąd... spałam...

)
Nie wiem, co mu jest, mam nadzieję, że ty tylko jakieś zwichnięcie... bardzo się martwię...
Za chwilę jedziemy do weta (wet od 8, a nie ma większego sensu jechać na nocny dyżur, biorąc pod uwagę czas dojazdu, korki, itp, to wyszłoby mniej więcej czasowo na to samo...
przykro mi to pisać, ale też byłaby znaczna różnica finansowa, i pewnie nie miałabym co liczyć na leczenie kota na kredyt... więc przed wizytą skądś musiałabym wziąć.... w tym miesiącu zaliczyliśmy już kuracje antybiotykową, kroplówkę, i parę innych nieprzewidzianych wypadków... gdyby była noc pojechałybyśmy na dyżur, ale biorąc pod uwagę, która jest, to byłoby max 20-30 minut różnicy... )
Trzymajcie kciuki za moje kociątko, żeby to nic poważniejszego nie było
