Zuzel odszedł na moich rękach...
Kiedy wróciłam do domu wiedziałam. Ale jeszcze próbowałam.
Bo jeszcze mnie przywitał cichym gadaniem, jak zwykle, choć nie miał siły nawet oczu otworzyć. Podłączyłam kroplówkę. Poszłam ogarniać towarzystwo zaglądają co chwilę, czy płyn kapie równo, nie za szybko.
Było tak, jakby czekał aż skończę swoją robotę i będę mogła się przy nim położyć. Dopiero wtedy zaczął umierać.
Tak wyglądał jeszcze 12 lipca... dwa tygodnie minęły i nie ma go.
Jeden z cudniejszych kotów. Tak bardzo kochający psa, że Tila była pierwsza, którą w domu przywitał. Wieczny gaduła, włażący mi na plecy, śliniący ucho i mówiący do mnie, cicho, czule...