Piesek ostatnio jest często, przyjeżdża z synem sąsiadki. On jest b. sympatyczny - nie jest hałaśliwy ani agresywny, raczej ciekawy, bo w domu ma koty

.
Trykotek pierwszy raz tak się zachował, zazwyczaj obserwował z oddali, jak M&S
prowokują psa. Moher siada i wgapia się w psa nieruchomym spojrzeniem. Ciekawski Sybirek
idzie na psa - napięty, z opuszczoną głową, wygląda jakby polował. Jak już jest 0,5 m od siatki, pies zazwyczaj zwiewa

. I wg mnie one to robią z premedytacją.
Czasem sąsiadka przyjeżdża z małą, czarną, wredną

suczką. Ta szczeka piskliwie na wszystko i na wszystkich. Można oszaleć, bo głos się niesie strasznie. Koty wtedy nie podchodzą, pewnie im uszy więdną - raz tylko Moher ją strasznie obsyczał, teraz udaje, że jej nie ma. Ale że suczka przyjeżdża rzadko, a sąsiadka też ma wzgląd na innych i zamyka ją, gdy zaczyna za bardzo hałasować, to jakoś razem egzystujemy. W końcu nawet głupi pies musi czasem mieć przyjemność z wyjazdu

.
Dzisiaj rano Sybirek z Trykotem o mało mnie o zawal nie przyprawiły. Goniły się jak zwykle rano, ale odgłosy
mordowanych kotów były straszne. Zerwałam się i poszłam rozdzielać towarzystwo. Okazało się, że odgłosy są wydawane przed atakiem i mają zastraszyć przeciwnika

. Potem zwykła nawalanka i podkopywanie. Co jakiś czas przerwa - odpoczynek koło siebie na kanapie - i znowu walka i gonitwy. Cwaniak Moher zwisał z oparcia fotela i co jakiś czas przywalał łapą przelatującemu kotu. Padły po godzinie. Zgodnie zjadły koło siebie drugie śniadanie, po kolei podstawiły Moherowi uszy do umycia i poszły spać.