Erin pisze:galla pisze:Ale przypomniała mi się własnie jedna rzecz - kiedyś jedna z forumowiczek z Krakowa miała kotkę z białaczka zakaźną i anemią. Kotka kwalifikowała się do przetoczenia. Forumowiczka rozmawiała z kilkoma klinikami w Krakowie i wszystkie odradzały transfuzję. Może to taka moda w Krakowie i okolicach jest, żeby transfuzji nie robić? Dla porównania kot mojej mamy miał 3 albo 4 transfuzje. Żaden wet nie odradzał, a wręcz przeciwnie - skoro podjęliśmy decyzję o walce, transfuzje były koniecznością. Aga też dawała swojej kici kilka transfuzji. Erin też nikt przetoczenie nie odradzał i nie odmawiał. Może to dodatkowo specyfika regionu? Że przy białaczce nie ma sensu dawać krwi?
Gallu, to nie do końca tak. W poprzedniej lecznicy w ogóle nie chcieli leczyć Psotusia, a tej obecnej też najmłodsza wetka zaczęła się mądrzyć, że nie ma sensu. I dlatego od razu skontaktowałam się z trzecią, w której powiedzieli, że nie ma problemu. Na szczęście wrócił doktor i też nie robił przeszkód. W każdym bądź razie, na pewno szukałabym do skutku gdyby się nie zgodzili, bo nie było na co czekać.
Pewna forumowiczka z Krakowa melduje sie w wątku

Dopiero go znalazłam. To nie jest tak,ze nie dałoby się zrobić transfuzji. gdybym sie uparła, to bym zrobiła, nawet gdyby wet był innego zdania. To nie jest tak, że w Krakowie się nie da.
Nadal jestem zdania że podjęłam słuszną decyzję. To był cień kota, z zaawansowanymi objawami. Transfuzja przesunełaby w czasie to, co w tym przypadku było nieuniknione-tego jestem pewna. Nie potrzebowaliśmy czasu, by cos odkryć lub dokładniej zdiagnozować, a tylko to (być może) byśmy zyskali.
Puchatek bardzo długo miała dobre wyniki nerkowe, w końcu nerki się uszkodziły na skutek niedotlenienia, spowodowanego białaczką (krew wyglądała jak oranżada

).
Ale to nie jest tak, że każdego chorego kota skauję na śmierć;znajoma znusiłamprośbą i grośbą, by białaczkowca (tylko nosicielstwo) zabrała do domu i przestała się wygłupiać (po usłyszeniu diagnozy przez telefon , chyba z powodu szoku, kazała kota uśpić), teraz walczę o starego persa za mocznicą, któego dwa tygodnie temu po zrobieniu biochemii , sugerowano mi uśpić. Przepraszam z OT, ale zostałam prawie wywołana
Wracając do głownego tematu;za leczenie kota odpowiada właściciel i fakt, że dostaje fundusze na to leczenie nie zobowiązuje go do leczenia wg sugestii darczyńców (paranoja by jakaś się zrobiła

). Ale moim zdaniem ma moralny obowiązek wyczerpująco i szczegółowo informować, zarówno darczyńców, jak i tych, do których zwracał się o pomoc merytoryczną (czyli najlepiej w wątku), co sie dzieje z kotem, jak jest zdiagnozowany i leczony i dlaczego zostały podjęte takie a nie inne decyzje. Kwestia rozliczenia finasowego zależy od sytuacji, czasem darczyńcy rozliczenia nie chcą.
Sytuacja taka jak obecna, gdzie więcej pytań niż odpowiedzi, wymagałaby wyjaśnienia przez cangu, również w jej ineteresie. Jak się wypisuje dziwne rzeczy (mówię o diagnozie i leczeniu) i otrzymuje się forum informację, że wypisywane rzeczy SĄ DZIWNE, to się udaje blondynkę i idzie do weta po dokładne wyjaśnienie. Bo inaczej traci sie wiarygodność.
cangu, ja JESTEM obiektywna-jak juz pisałam, znalazłam watek przed chwilą.