
Chodzi o to żeby stresów mu zrobić jak najmniej. Mamma mia też jest skłonna do łapania Go dzień wcześniej.
To jest grzeczny facet. Oprócz tego, że w nocy takie małe podskoki robił. Tak się Go bałam, że udając, że wszystko ok poszłam do "swojego" pokoju szczelnie zamykając drzwi

Joasiu On się dał nosić na rękach. Przenosić od tego kiosku do nas do domu, trochę tam się przy tym napinał, ale to wszystko. Pakował się na kolana, ugniatał, gładzony mruczał. Poza tym spędził całą noc w domu i rano nie zamordował nikogo, a po otworzeniu drzwi wcale nie wybiegł tak od razu. Wybiegł zostawiony sam sobie, jak miał otwarte okno i drzwi. Tylko to jest obce kocisko i nie jestem pewna co się za tym kryje. Mam nadzieję, że troszkę cech Quazarka będzie miał, czyli anielską cierpliwość do nawiedzonej Dużej.
Nie wiem jak będzie przy zamykaniu. Chciałabym żeby był jak najspokojniejszy, bo ma będzie sama w samochodzie jechać. Na pewno zabezpieczenie chłopaka będzie podwójne "szelki" i klatka... tylko to mała klatka, a to duży kot. Nie wiem jak On się w niej zmieści.
Moje doświadczenie z łapaniem kotów jest taki, że raz przyniosłam do domu leżącego (i wymiotującego krwią) kota na rękach, spod bloku koło nas. Drugie to złapanie Qua, który po początkowej ucieczce (pod łóżko) wpakował mi się na kolana. Cały trud było wytrzymać jego oddech jak wykonywał serenady miłosne wywalony w klatce brzuchem do góry
