No to sobie przeczytałam dwa razy, może nawet wydrukuje i powieszę na ścianie

. A na poważnie-mi się zawsze wydawało, że większość osób z miau robi zastrzyki, kroplówki itp i w zasadzie nadal tak sadzę. poza tym to NAPRAWDĘ oszczędnośc czasu, pieniędzy i stresu kota.
Wprawdzie Charlie nie dał sobie dzis założyc wenflonu (ja za słabo trzymałam, a kot nabrał sił , to sie bronił), więc znów dostał w plecy, ale za to zameldował się w kuchni na dzwięk mielonego mięsa( co wymagało wygramolenia się z miski w łazience i zejścia po schodach). Jutro powtarzamy badanie krwi i wtedy będzie ewentualnie powód do ostrożnego ptymizmu. Albo i nie.
A motywacja? Potrzebna jest do wszystkiego. Pewnie, gdyby chodziło o czyjeś życie, wsiadłabym na motor (i pewnie jedyny pożytek byłby taki, że nigdzie bym nie dojechała, za to moje życie wymagałoby ratowania

). Pewnie, gdybyście miały do wyboru , że albo kot umrze, albo zrobicie zastrzyk, pewnie wybrałybyście zastrzyk. Jedyna różnica polega na tym, że różni ludzie wymagają różnie silnej motywacji
