Ja się jednak jeszcze wtrącę.
xmademoisellex - pisałaś że prosisz o pomoc, że nie stać Cię na wizytę u dr Garncarza.
Ja teraz przejrzałam cały wątek - na początku informujesz, że napisałaś do Garncarza, przytaczasz jego wypowiedź, że poprosił Cię o umówienie się na konsultację. To ja zupełnie nie rozumiem co jeszcze chciałaś? Tak na marginesie wczoraj dostało mi się trochę od niego - był bardzo rozgoryczony i powiedział że nie za bardzo rozumie zgłaszanych do niego pretensji droga mailową i dał do zrozumienia że nie podoba mu się stawianie go pod ścianą w kontekście niech się wypowie albo zabieg wycięcia - on zaproponował wizytę, o ile zrozumiałam bezpłatnie, co jeszcze miał zrobić? To jest człowiek odpowiedzialny, nie będzie stawiał diagnozy prze znet jeśli mały jest na miejscu. Co miał jeszcze zrobić? Przyjechać do ciebie z prywatną wizytą?
Po co spotykałaś się ze mną, jeśli w ogóle nie chciałaś do niego jechać?
U weta mówiłam, że chcemy małego zabrać na konsultację do Garncarza - nie mówił żeby nie jechać, powiedziałam że to nie zaszkodzi i wet przytaknął. Chyba już wtedy podjęłaś decyzję, ponieważ nie chciałaś spisać leków które brał mały - ja poszłam i uzyskałam taką informację ustnie.
Gdybyś pojechała rano ze mną do okulisty i gdyby się okazało, że operacja jest potrzebna, spokojnie byś zdążyła. Nie konsultowałaś się po rozmowie ze mną już z wetem, tym bardziej prowadzącym, bo takiego nie było - konsultowałaś się tylko z mamą, taki miałaś plan i tak mi napisałaś w smsie. A po wysłaniu smsa przestałaś odbierac tel.
Wybacz, dalej nie rozumiem. "Nie męczenie" Franka to oszczędzenie mu jazdy do Garncarza, prawda? Bo w sumie do tego to sie sprowadziło. Poprosiłas o pomoc, dostałaś ją po czym stwierdziłaś dziękuję, jednak zrobię tak jak chcę. Wiedziałaś, ze operacja jest ryzykowna, ale jednak na nią się zdecydowałaś. Nie rozumiem takiej "troskliwości". I proszę, nie zarzucaj mi nieodpowiedzialności - piszesz, że decyzja o adopcji była podjęta pod wpływem impulsu - tak, była podyktowana chęcią uratowania mu oczu. I uważam że wykazałam się większą odpowiedzialnością niż Ty, pisząc prośbę o pomoc i nie korzystając z niej i kierując małego pod nóż w sytuacji, gdy nie było to konieczne. To jest okrutne - mieć szansę na konsultację, na walkę o oczy i nie skorzystać z niej..... I sorki, ale nie widzę w tym wszystkim ani miłości do zwierzęcia, ani odpowiedzialności

. I wybacz - ale nieustanne wyciąganie małemu języczka w lecznicy, kiedy byl zmęczony i przestraszony, bo zabawnie wygląda po prostu mnie przeraziło. Miałam o tym nie pisać, żeby Cię nie zrazić do forum, ale kurna nie mogę - kobieto zastanów się nad tym co robisz, mały kociak to nie zabawka!
Nie podważam tego, że uratowałaś mu życie, nie podważam tego, ze pomagasz zwierzętom - z tego co opowiadałaś dużo dla nich robisz, ale wybacz - z tego co tutaj się zadziało nie mogę wyciągnąć pozytywnych wniosków. Fakt, mały dzięki Tobie żyje. Ale mógł też mieć oczy - nie wiadomo, czy by się udało, ale mozna było spóbować - czemu tak bardzo Ci zalezało, zeby nie dac mu szansy? Próbuję zrozumieć, ale nie umiem znależć nic co by to usprawiedliwiało... no nie umiem.....
Proszę, zastanów się na spokojnie nad tym co tu się stało... czy gdyby ktoś z Twoich bliskich zachorował, próbowałabyś szukać mu pomocy u specjalistów, czy też zdałabyś się na lekarza z publicznej przychodni? Niby to nie to samo, bo kot to nie człowiek.... wiesz, dla mnie to samo, to jest czlonek mojej rodziny, a jeśli tymczas to ktoś kto jest pod moim dachem i za kogo jestem odpowiedzialna i moim zadaniem jest zapewnienie mu jak najlepszego leczenia. Lekarz u którego byłam z Tobą powiedział że to co kot ma na oczach to nie wrzody, ale nie mówił żeby nie jechać do okulisty!