relacja z sytuacji z godziny wczesniej:), musze napisac bo sie smiac przestac nie mialam...
Zaczne od tego, jak pisalam wczesniej, kociaki rodzielamy, sa wiec 2 kuwetki (wlasciwie obecnie kuwetaaa i miska, miska dla Brzusi, teraz to jednak poszukam szybciej nie myslalam kuwety takiej malej, coby tez mozna ze soba na wakacje inne niz u siostry zabierac)...zaczelismy z TZ proces przygotowania do rozdzielenia kotow...miseczke postawilam w wc (zeby byla jasnosc, wc odzielne od lazienki)..Blumi za mna,...i sie laduje do miseczki i chce sie zalatwiac na twardo (u niego na miekko raczej;))...miseczka dla Blumiego za mala...TZ lapie Blumiego i biegiem do lazienki zaniesc do kuwety...kiedy wyszedl juz maly blumisiowy bączunio i zaczela sie pojawiac qpkaa, ktora troche w przedpokoju sie porozkapywala...
generalnie to jest druga akcja "Przenosiny Blumisia", poniewaz raz juz TZ go przenosil, gdy Blu zaczal sikac pod drzwiami wejsciowymi.
Moj TZ sie musi nauczyc, ze przenosiny w trakcie procesu to juz w wypadku Blumiego szczegolnie niekoniecznie dobre rozwiazanie, bo stresuje mi kociaka ...i brudzi wieksza przestrzen:) niz jakby dal sie zalatwic w jednym miejscu.

Grunt, ze TZ sprzata:D.
A w tej sytuacji to mnie bączunio rozwalil, poniewaz znam malego glosnego dusiciela juz. Poznalam, pieszczochajac Blu po brzuszku:D