

Moja mama zazdrosna nie jest, mama to kociara, sama mnie tak nauczyła, więc ma




Killatha, u mnie niestety trawka zawsze kończy tak samo, wykopana cała ziemia ze skrzynki

edit: w trakcie pisania tego postu zadzwoniła do mnie właśnie mama...szła wyrzucić śmieci i znalazła kota, kot burasek, oswojony, siedział przerażony i płakał....był po "spotkaniu" chyba z psem....ma na łopatkach wyrwany spory kawał skóry, mama mówi, ze na długości ok. 20 cm ma żywe mięso.
W Słupsku brak weta całodobowego, więc kot siedzi do rana w łazience, mama mówi, ze zjadł ładnie, wygląda, jakby problemem była tylko ta skóra. Rano mama go odstawi do naszego weta.
A mama siedzi nad nim i ryczy, ze taki biedny. Wygląda na domowego, miał biedak szczęście, ze przeżył ten "spacer"
