magdaradek pisze:jak tam maleńtaski?
Chore.
Wszystkie trzy

.
Jak dzisiaj rano wstałam i doczłapawszy się do kuchni spojrzałam na koniec sunącej za mną procesji to się naprawdę podłamałam. Na czele peletonu, tradycyjnie przepychając się jeden przez drugiego parła szóstka moich wypasionych rezydentów. W ogonie ciągnęły mikro-maluchy, a co jeden to o bardziej załamującym stanie i wyglądzie

.
Jedno z zaczerwienionym, łzawiącym okiem, drugie z upiornie zapuchniętym, trzecie kichające jak z armaty i też załzawione

.
I wszystkie te potworki patrzyły na mnie z słodkimi minkami pt
.:"ale dla mamusi i tak jesteśmy najpiękniejsi, mamusia i tak nas kofffa, tak ?".
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa
Chicunia zaczeła kichać w czwartek po powrocie z Sowy, a zatargana w sobotę do Ani CC miała już katar i załzawione oczka. Dostała leki na miejscu i 5 strzykawek z antybiotykiem na wynos. Kłuję jej dupkę, psikam do noska Euphorbium i pocieszam się, że to taka wodnista wydzielina, a nie ropna. Mała ma kiepski apetyt, próbuję ją dopajać Mixolem, ale nie wychodzi nam to najlepiej. Chicunia nie chce, wyrywa się ...
Dzisiaj na szczęście zjadła dosyć ładnie mokrego convalescensa, wychodząc do pracy zostawiłam dziewczynkom suto zastawiony bufet, mam nadzieję, że choćy z nudów coś podziamie.
Kacper z kolei ma lewe oko jak z horroru. Od ubiegłego czwartku wyhodował sobie balon z czerwonych zapuchniętych spojówek o makabrycznym wyglądzie, zasłaniający prawie całą gałkę oczną

. Jeździmy z nim od Annasza do Kajfasza, a co, niech inni też doświadczą odruchu wymiotnego na jego widok, nie mam zamiaru się sama katować
Zaczęło się niegroźnie wyglądającym łzawieniem i mróżeniem oka we wtorek wieczorem tydzień temu. Gentamycyna nie pomogła, było gorzej, oczko było fest zapuchnięte, więc w czwartek przy okazji odbierania Chicki ze szpitalika w Sowie pokazałam go drowi Sobocińskiemu. Młody dostał Tobrex w maści. W piątek rano balon ze spojówek był już imponujący, ledwo było widać zza niego kawałek źrenicy

po pracy pojechaliśmy do dr Ewy, chwilowo się poprawiło, ale w sobotę po południu, gdy wyraźnie było gorzej zapakowałam go razem z kichającą Chicą do taksówki i rzuciłam na stół u CoolCaty. Ciocię CC, nie wiedzieć czemu

zachwycił widok tego malowniczego dueciku

. Kacper dostał kolejne leki, po których aż przez cały jeden dzień było ciut lepiej

. Wczoraj opuchlizna zeszła, ale kolega dla odmiany obudził się z całkowicie sklejonym okiem. Po bezskutecznych próbach delikatnego rozwarcia powiek zrezygnowałam, działania siłowe zostawiając dla fachowca.
Po południu dr Ewa rozkleiła mu te spojówki zarastające już czymś białym, jakimś włókniakiem czy jak to się nazywa. Efektem tej przyprawiającej o mdłości dłubaniny było wystawienie na światło dzienne kawałka oczka, (widać było kawałek źrenicy), którym kociaty łypał na nas upiornie

. Dzisiaj rano hip, hip hurra oczko nie było sklejone, można było podać maść w tą wąziutką szparkę. Kitek dostaje też antybiotyk w tabletkach. Mam ostrożną nadzieję, że każdego dnia będzie już lepiej ...
Natomiast Natalia, która do tej pory była okazem zdrowia wczoraj miała podejrzanie zaróżowioną spojówkę

. Dzisiaj spojówka była ciemnoróżowa, a łezki płynące z oczka wyżłobiły już mokry szlaczek na pysiu

. W zasadzie wiedziałam, że to tylko kwestia czasu kiedy niunia coś złapie. Złamanie żelaznej zasady (o braniu tylko jednego tymczasa) musiało zaskutkować takimi efektami. Gdy nie ma jak odizolować zdrowych od chorych, najlepiej w innym pokoju to doopa

. Co z tego, że dziewczyny siedziały większość czasu w klatce skoro i tak sobie rozbili cały czas z Kacperkiem noski przez pręty

.
Tak więc czas upływa mi na jeżdżeniu po wetach, sprzątaniu po kociastcyh, szykowaniu żarcia, doglądaniu, dopieszczaniu, utyskiwaniu połączonym z pomstowaniem i rwaniu kłaków oraz beznadziejnym zamartwianiu się

.
I to byłoby z grubsza tyle na dziś.
Pozdrawiamy ciocie i dziękujemy za uwagę.